„Z historią za pan brat” – Piotr Forkasiewicz

Kolejnym bohaterem cyklu „Z historią za pan brat” jest Piotr Forkasiewicz, grafik i miłośnik historii, który znaczną część swojej kariery poświęcił samolotom. Ekspozycja „Lancaster walczący”, którą niedawno można było podziwiać w Przeciszowskim Domu Kultury była połączeniem artystycznego kunsztu, niezwykłej precyzji oraz wielkiej pasji autora, dla którego Lancaster to coś znacznie więcej niż maszyna. Oglądając obrazy Piotra Forkasiewicza, można odnieść wrażenie, że wraz z ryczącymi samolotami unosimy się w powietrzu, biorąc udział w niezwykle dynamicznych i ekscytujących walkach. Prezentacja była swego rodzaju hołdem złożonym lotnikom, którzy niegdyś dostali szansę latania na Lancasterach. Forkasiewicz nie zapomniał przy tej okazji o swoich rodakach, starając się przedstawić ogólny zarys dziejów 300. Dywizjonu Ziemi Mazowieckiej. Polska jednostka bombowców przez długi okres czasu korzystała z Lancasterów, biorąc udział w wielu operacjach wykonywanych przez pilotów koalicji sił sprzymierzonych. Dość powiedzieć, że lotnicy z 300-tnego dywizjonu latali nad okupowaną Francją, bombardowali terytorium III Rzeszy czy wspierali lądowanie aliantów w Normandii. Ich zaangażowanie było jednym z wielu przykładów poświęcenia i męstwa lotników, którzy w na pozór niezdarnych i powolnych bombowcach przemierzali odległe zakątki Europy, by zrzucić swój śmiercionośny ładunek.

Magia samolotów tkwi często w detalach. Lancastery Forkasiewicza zdają się przeczyć tezie o ociężałości alianckich bombowców. Artysta wydobył z nich to, co najpiękniejsze i fascynujące. Ukazał bowiem perspektywę walki, dynamikę akcji, a jednocześnie majestat potężnych maszyn budzących niegdyś grozę we wrogach sił sprzymierzonych. Stały się one jednym z symboli wygranej wojny i dzisiaj, podczas corocznych pokazów lotniczych, dzielą niebo wraz z lepiej znanymi Hurricane’ami i Spitfire’ami. Taki widok musi wzbudzać emocje obserwatorów, zwłaszcza, gdy na horyzoncie pojawia się eskadra bombowców. Mimo iż lecą „swoi”, ryk silników potęguje nieuniknione wrażenie niepokoju. Mimo że dzisiaj II wojna światowa jest wspomnieniem sprzed kilkudziesięciu lat, maszyny Royal Air Force wciąż wywołują dreszcz podniecenia. Wystarczy jedna wyprawa i najbliższy z możliwych kontakt z wciąż żywą przeszłością, by zrozumieć, w czym rzecz. Nic dziwnego, że – jak wspomina sam Forkasiewicz – niemal z miejsca „połknął lotniczego bakcyla” i teraz stara się dzielić pasją z odbiorcami jego prac. „Moc czterech Rolls Royce’ów potrafi przyprawić człowieka o szybsze bicie serca […] Tego się nie zapomina!”.

O mocy czterech silników, inspiracjach i graficznej pasji, w rozmowie z serwisem „II wojna światowa”, opowiada Piotr Forkasiewicz.

Mateusz Łabuz: Pańskie prace można aktualnie podziwiać na specjalnej wystawie dedykowanej Lancasterowi. Skąd wzięła się fascynacja właśnie tym tematem?
Piotr Forkasiewicz: Fascynacja Lancasterem i zainteresowanie tematem alianckich bombardowań były po części konsekwencją zagłębiania się w świat historii lotnictwa, a po części zainspirowane lekturą powieści i opracowań. Jak wielu entuzjastów samolotów, swojego bakcyla połknąłem po obejrzeniu filmu „Bitwa o Anglię”, w którym po raz pierwszy zobaczyłem jak wygląda pojedynek powietrzny. Potem było klasycznie: sklejanie modeli samolotów, spędzanie wolnych chwil na lotnisku i przede wszystkim pochłanianie każdej jednej książki na temat lotnictwa w czasie II wojny, jaka pokazywała się na rynku. Dzięki temu poznałem nie tylko głośne dokonania polskich myśliwców, ale również ofiarną i trudną służbę załóg bombowców.

Dywizjonu 300?
Punktem zwrotnym było odkrycie, że w zaprzyjaźnionej z moją rodzinie był lotnik dywizjonu 300. I choć nigdy nie miałem okazji z nim porozmawiać to po jego śmierci otrzymałem ogromną ilość książek o lotnictwie oraz dokumenty z czasów jego przynależności do dywizjonu. Odtąd coraz więcej czasu poświęcałem poznawaniu tematyki alianckiej ofensywy bombowej. I wtedy też natrafiłem na powieść „Nalot” autorstwa Lena Deightona. Dziś mogę śmiało stwierdzić, że to właśnie lektura tej książki wpłynęła na mnie najbardziej. Pomimo, że opowiedziana w niej historia jest fikcyjna (acz bardzo mocno osadzona w realiach), to nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak niezwykle plastycznymi i działającymi na wyobraźnię opisami nocnej wojny powietrznej. Pamiętam, że od tamtego czasu nie rozstawałem się z tą książką nawet na krok. Miałem ją zawsze ze sobą i każdą wolną chwilę spędzałem na rozpisywaniu scenariuszy poszczególnych scen, rysowaniu storyboardów, malowaniu kluczowych scen powieści i wreszcie tworzeniu za pomocą komputera prostych, animowanych scen.

Potem poszło już z górki?
Z racji moich zainteresowań filmem i efektami specjalnymi, wiedziałem, że wykorzystując komputer i zaawansowane programy 3D mogą zastąpić moje szkice ołówkiem bardziej realistycznymi obrazami. To był mój autorski projekt, tworzony „do teczki”, który jednak z czasem zaczął żyć własnym życiem. Moje koncepcyjne obrazy i zawarty w nich szczegół zainteresował wiele osób i instytucji, w tym rodziny weteranów, muzea i wydawnictwa. Lancaster z jednej strony otworzył mi całkiem nowe drogi w moim życiu, a z drugiej stał się niejako przekleństwem bo zawłaszczył i wciąż zawłaszcza największą część mojego czasu. Niemniej ogromną satysfakcję przynosi mi tworzenie obrazów, które wielu przywołują wspomnienia i są dla nich czymś więcej niż tylko obrazkiem na ścianie.

Czy próbom przedstawienia służby Lancasterów towarzyszy osobista fascynacja Polskimi Siłami Powietrznymi?
Polskie Siły Powietrzne, jak dla każdego Polaka, są powodem do dumy, a ich chwalebna historia inspiracją i wspaniałą lekcją patriotyzmu. Od bardzo dawna kolekcjonuję książki poświęcone PSP, tak opracowania historyczne i monografie jak i opowiadania. Lubię mieć jak najszerszy ogląd na tą tematykę i uważam, że wiele niuansów kryje się również w fabularyzowanych opowiadaniach, które raczej koncentrują się na emocjach niż na faktach. Zawsze marzyłem aby spotkać kombatanta i móc zadać mu pytania, na które nie odnajdywałem odpowiedzi w książkach. Dlatego też niezwykle ciepło wspominam spotkanie z Panem Majorem Czesławem Blicharskim, bombardierem z dywizjonu 300, który na Lancasterze odbył 19 misji bojowych. To popołudnie spędzone na rozmowie z Panem Majorem było najwspanialszą lekcją patriotyzmu jaką doświadczyłem. Nigdy dotąd nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo ważne były wartości, którym nasi żołnierze zdecydowani byli poświęcić życie.

Wszystkim przydałaby się taka lekcja patriotyzmu. Polacy mają problem ze świadomość historyczną?
Myślę, że ta świadomość istnieje, choć zapewne maleć będzie z każdym następnym pokoleniem. To chyba niestety naturalna kolej rzeczy, że dla każdego z nas co innego jest ważne i co innego zaprząta nasze myśli. Jednak bardzo dobrze się dzieje, że wiele osób i instytucji mając świadomość zmian w myśleniu młodych, stara się dopasować przekaz na temat tamtych czasów do wymogów dnia dzisiejszego. Najlepszym przykładem jest Muzeum Powstania Warszawskiego i sposób w jaki oddaje się hołd uczestnikom tamtych wydarzeń. Każdy sposób jest dobry aby podtrzymać zainteresowanie historią, nawet inscenizacje, choć osobiście nie jestem ich zwolennikiem.

Tyle, że temat nie jest prosty, a mówienie o nim w ciekawy sposób to już wyższa szkoła jazdy.
Ważne jest, aby fascynacji towarzyszyła również głębsza refleksja. W swoich obrazach często pokazuję wydarzenia dramatyczne i choć może to z boku wyglądać na zabawę z tragedią w tle, to proszę mi wierzyć, że myśl o ofiarach tamtych zdarzeń jest zawsze obecna. Często zastanawiam się jak daleko mogę się posunąć, aby nie strywializować tematu. Ostatnio przeczytałem książkę „Pożoga” autorstwa Jorga Friedrich’a, traktującą o alianckich nalotach z punktu widzenia ich ofiar. Muszę przyznać, że wstrząsnęła ona mną dogłębnie. Nigdy nie odważyłbym się oceniać tego, wzbudzającego kontrowersje tematu, bowiem uważam, że tylko uczestnicy tamtych wydarzeń mają do tego prawo. Jednak dla pełnego obrazu dobrze jest poznać i drugą stronę tematu.

Gdzie szuka Pan inspiracji dla tego typu przedsięwzięć?
Inspiracją, były dla mnie przede wszystkim książki, ale jeśli chodzi o samo tworzenie to zawsze fascynowała mnie sztuka Jarosława Wróbla, którego do dziś uważam za jednego z najwybitniejszych malarzy militarystycznych. Do dziś mam przed oczami okładkę z niemieckim myśliwcem nocnym atakującym bombowiec Stirling. To otworzyło mi oczy i wyobraźnię na ten zupełnie niezwykły świat przedstawiania historii. Ogromnie podziwiam Pana Jarosława, Jamesa Dietza, Marka Postlethwaite’a, Marka Rysia i innych, ale mam również wielki szacunek dla każdego, nawet początkującego artysty. Wiele osób uważa, że nie mam krzty krytycyzmu i podoba mi się wszystko co widzę. Prawda jest taka, że w każdym obrazie można znaleźć coś wartościowego co może zachwycić i zainspirować. Co do historii lotnictwa to jest ona fascynująca, lecz dla mnie osobiście to temat II wojny światowej i wojny w wietnamie pozostają w centrum zainteresowania.

Jak ocenia Pan odbiór wystawy, zainteresowanie widzów, mediów oraz instytucji kulturalno-oświatowych?
Trudno powiedzieć, bo na wystawie byłem obecny bardzo krótko, ale z tego co widziałem i z relacji moich przyjaciół, mogę powiedzieć, że odbiór jest pozytywny. Najbardziej zadowolony jestem, że zaproszenie na otwarcie wystawy przyjął i był obecny Pan Major Czesław Blicharski. Dla odwiedzających możliwość z nim spotkania była zupełnie niepowtarzalnym doświadczeniem, szczególnie, że Pan Czesław przywiózł wiele unikalnych dokumentów z dywizjonu 300.

Jakie są Pańskie plany prac na najbliższe miesiące/lata? Czy szykują się kolejne historyczne projekty?
Temat Lancasterów nie skończy się szybko. Współpracuję z magazynem Memorial Flight wydawanym przez Lincolnshire’s Lancaster Association, wspierającym słynną historyczną eskadrę Battle of Britain Memorial Flight, w kolejce jest kilka obrazów dla muzeów i rodzin weteranów. Ponadto od sześciu lat wraz z moimi przyjaciółmi: Markiem Postlethwaitem i Alexem Batemanem przygotowujemy specjalne wydawnictwo poświęcone słynnym Dambuster’om.

A poza Lancasterami?
Poza Lancasterami, przygotowywał będę wkrótce serię kilkudziesięciu obrazów w temacie Bitwy o Anglię dla wydawnictwa Red Kite. Ponadto zamierzam kontynuować współpracę z Waldemarem Góralskim i Mariuszem Motyką nad kolejnymi obrazami w tematyce marynistycznej. Jest bardzo wiele projektów, nad którymi chciałbym pracować. Jednie czas jest moim ograniczeniem.

Co, jak mniemam, poza grafiką i historią, stanowi Pańską pasję?
Lotnictwo, film, efekty specjalne, ale przede wszystkim moja rodzina. Bez tego nie mógłbym żyć.

Dywizjon 303. niewątpliwie „zawłaszczył” sobie historię PSP. Czy na przedstawianie historii Dywizjonu 300. rzutują osiągnięcia kolegów z tej słynnej jednostki?
Dywizjon 303 miał ogromne zasługi, których przecenić się nie da. Szczególnie w najgorętszym okresie bitwy o Anglię. Być może, gdyby nie ta wygrana, wszystkiego innego mogłoby po prostu nie być. Ale nie jestem ekspertem i wolę to zostawić historykom. Załogi bombowców od dnia zwycięstwa były nie tyle niedocenione, co wręcz umyślnie pomijane. Wielu z lotników umarło bez doczekania się jakiejkolwiek wdzięczności ze strony własnego kraju.

Dlaczego?
Nie zaważył na tym przyćmiewający wszystko blask chwały pilotów myśliwców, ale kontrowersje jakie wzbudzał temat bombardowań. Hamburg, Drezno, Pforzheim i dziesiątki zrównanych z ziemią miast niemieckich dla wielu krytyków stały się dowodami zbrodni alianckich, a nie sposobem walki z faszyzmem. Na szczęście to się zmieniło w ostatnich latach i dziś weterani załóg bombowych doczekali się rehabilitacji i wdzięczności.

Zgodzi się Pan, że Lancaster to piękna maszyna, ale nie tak efektowna jak chociażby doskonale znane Hurricane’y czy Spitfire’y?
Lancaster, Spitfire i Hurricane to dla Anglików symbole wygranej wojny. Nieprzypadkowo to właśnie one przelatują nad Królową z okazji wszelkich rocznic związanych z II wojną światową. Lancaster to bombowiec, ciężki i niezgrabny w porównaniu z myśliwcami. Ale moc czterech Rolls Royce’ów potrafi przyprawić człowieka o szybsze bicie serca. Niedawno miałem okazję zobaczyć go wreszcie na własne oczy i usłyszeć na własne uszy oraz wejść do jego wnętrza. Tego się nie zapomina, a moja miłość do niego będzie trwała do końca.