„Wybieram życie”

Informacje o źródle:

Link: http://www.krytykapolityczna.pl

Autor: Bartosz Machalica

Rodzaj materiału: felieton

Wersje językowe: polska

Tematyka: kilka myśli dotyczących wybuchu i przebiegu Powstania Warszawskiego

Wrażenia:

Wszelkiego rodzaju krytyka polityczna rządzi się swoimi prawami. Z perspektywy czasu wydarzenia z przeszłości analizować można pod różnymi kątami, wyciągać rozmaite wnioski prowadzące do konkluzji, niejednokrotnie sprzecznych z tym, co pokazała nam historia i kreujący ją bohaterowie. Dzieje Powstania Warszawskiego już w chwili jego wybuchu wzbudzały masę kontrowersji. Po blisko siedemdziesięciu latach od sierpniowych i wrześniowych walk pobudzają do refleksji i są przyczyną niesłabnących emocji, które często znajdują ujście w krytyce tego, co było.

Felieton Bartosza Machalicy opublikowany na łamach internetowej „Krytyki Politycznej” to na pierwszy rzut oka niezwykle trzeźwy szacunek sił i środków, szans i fantazji, utopijnej wizji zwycięstwa i zwykłego szaleństwa. Tylko na pierwszy rzut oka, bowiem po głębszym zastanowieniu się dojść można do wniosku, iż Machalica dość wybiórczo potraktował problem i odniósł się do niego w sposób jednoznacznie popierający towarzyszącą mu myśl przewodnią – Powstanie Warszawskie było zbrodnią na ludności cywilnej i niosło ze sobą wyłącznie śmierć. Trudno nie zgodzić się z zarzutami, iż powstańcy nie byli uzbrojeni, a sukces Powstania Warszawskiego w dużej mierze opierał się na ewentualnym szczęściu. Jakoś tak to już w naszej historii się działo, że do powstań to my, Polacy, akurat szczęścia nie mieliśmy. Nie inaczej w przypadku boju o Warszawę w sierpniu 1944 roku. Młodzi powstańcy, niesieni romantycznymi hasłami, po raz kolejny samodzielnie wpakowali się pod topór oprawcy. Ewenement na światową skalę? Niekoniecznie, bowiem rozpoczęte w kilka tygodni później powstanie paryskie miało takie same szanse na końcowy sukces i tylko dzięki wydatnej pomocy zbliżających się do miasta aliantów nie wykrwawiło się ono w boju. Alianci to kwestia kluczowa przy okazji omawiania wydarzeń sierpnia 1944 roku. Nie ulega wątpliwości, iż dowództwo Armii Krajowej wiedziało, iż na wydatną pomoc Francuzów, Brytyjczyków i Amerykanów nie ma co liczyć, a plany przerzucenia Samodzielnej Brygady Spadochronowej brzmiały jak rojenia wariata. W Warszawie wiedzieli też, że nie mają wystarczającej ilości broni, by efektywnie bić się z doskonale wyposażonymi Niemcami, którzy szybko mogli podciągnąć posiłki. Była jednak wiara w końcowy sukces i… zbliżający się ze wschodu Sowieci, którzy w lipcu praktycznie dobijali do linii Wisły. Jakby tego było mało, ich polskie agendy w postaci członków komunistycznych stowarzyszeń z animuszem nawoływały do wyzwolenia stolicy. Wszyscy w Warszawie wiedzieli, że Rosjanie nadejdą bardzo szybko i ewentualnie wspomogą sojusznika w walkach przeciwko Niemcom. O tym Pan Machalica nie raczył wspomnieć. Przemilczał też fakt, iż rzucenie się na Niemców bez broni nie było pomysłem całkowicie pozbawionym sensu. Dowództwo zakładało, że spora cześć uzbrojenia zostanie zdobyta z zaskoczenia na broniących się Niemcach, a resztę przyślą alianci. Do tej pory z powodzenie praktykowano akcje zrzutów, więc w przypadku tak wielkiego zaangażowania sił Polskiego Podziemia nikt nie myślał, iż może być inaczej. I pewnie nie byłoby, gdyby Sowieci wyrazili zgodę na międzylądowania sił powietrznych przybywających z zachodu. Gdy zgoda nadeszła, było już zdecydowanie za późno. A przecież powstańcy mieli w sierpniu większą część miasta w swoich rękach i trzymali się całkiem dzielnie, nawet pomimo rzekomego braku uzbrojenia. Za wszelką cenę chcieli wybrać życie. Życie ukochanej Ojczyzny. Droga do tego celu wiodła przez zgliszcza Warszawy. Mimo wszystko dokonali wyboru najbardziej rozsądnego z możliwych.