„Niezatapialni i Łódź Podwodna” – recenzja książki

Rok wydania – 2017

Autor – Marcin Ludwicki

Wydawnictwo – Fronda

Liczba stron – 368

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – historia rodziny Rodowiczów, kuzynów słynnego „Anody”.

Janek Rodowicz, który w konspiracji był znany jako ,,Anoda”, stał się symbolem polskiej niezłomności. Przez lata działał w Polskim Podziemiu, walczył z Niemcami, uczestniczył w szeregu akcji bojowych, by wreszcie w sierpniu 1944 roku bić się w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie nie dane mu było zaznać spokoju. Jako antykomunista był prześladowany przez nowe władze, a w 1949 roku zginął w dziwnych okolicznościach. Historia życia jego rodziny została na trwałe naznaczona tą tragedią. Być może dlatego o losach jego stryjecznych braci słyszało niewielu. A przecież Staszek, Kazik i Władek także zapisali piękne karty historii. W piwnicy ich domu na warszawskim Żoliborzu znajdowała się bowiem Łódź Podwodna.

Jeśli ktoś w tym momencie z osłupieniem wpatruje się w ekran, nie słyszał zapewne nigdy o kryptonimie jednej z najważniejszych radiostacji nadających w podziemiu. Skonstruowana przez Stanisława Rodowicza maszyna była niezwykle nowoczesnym urządzeniem, co w warunkach konspiracyjnych, przy dużych trudnościach z pozyskaniem materiałów i jeszcze większych z regularnym prowadzeniem nasłuchu radiowego, graniczyło z cudem. Historyk Marcin Ludwicki potrafi to docenić jak mało kto. Jego publikacja ,,Niezatapialni” wydana nakładem Frondy, dedykowana rodzinie Rodowiczów, to przykład bardzo dobrego opracowania, które przywraca pamięć o zapomnianych lub mało znanych epizodach z dziejów warszawskiej konspiracji. Autor rozszerza narrację o okres powojenny, ukazując zawiłe koleje losu familii, która zdecydowała się służyć Rzeczpospolitej za wszelką cenę – mimo kiepskich warunków, przeciwności losu i niesprzyjającej koniunktury politycznej.

Zacznijmy może od Staszka. Dzisiaj pewnie powiedzielibyśmy o nim, że był ,,złotą rączką”. Miał zwyczajnie smykałkę do wynalazków i oryginalnych opracowań. Nic dziwnego, że radiostacja przetrwała, i to w dość specyficznych okolicznościach – nie znaleźli jej nawet dewastujący Warszawę Niemcy, którzy przecież niszczyli miasto dom po domu. Pokazuje to, jak świetnie zakonspirowane były niektóre kryjówki Polskiego Podziemia. Duża w tym zasługa Rodowicza, który opracowywał szereg rozwiązań w zakresie kamuflażu. Po wojnie znowu musiał się ukrywać, tym razem przed komunistami, którzy przez lata polowali na byłych AK-owców. Historia rodu Rodowiczów nie była w tym względzie szczególnie wyjątkowa – najpierw konspiracja, potem prześladowania. To, co czyni ich niezwykłymi ludźmi, to ich pasja, hart ducha i zapał do walki. Kazik po wojnie wyjechał do Wenezueli i tam mieszkał z lokalnym plemieniem. Brzmi egzotycznie? A jakże, zwłaszcza, że poszukiwał go syn Wojciech, któremu bez ojca nie było łatwo. Wreszcie Władek także miał się czym wykazać. Służył w Polskim Podziemiu, aktywnie działał w konspiracji, pochwycony przez Niemców trafił do Auschwitz, które szczęśliwie przeżył.

Wszystko to zbiera w całość Ludwicki. Pisze umiejętnie, bez epatowania emocjami, z wyczuciem i szacunkiem dla życia Rodowiczów, ale i z dbałością o czytelników. Narracja stoi na wysokim poziomie, potoczysty język sprzyja lekturze. Widać wprawną rękę dziennikarza i doświadczenie. Książka ma również ładną oprawę. Nie brakuje w niej estetycznych zdjęć archiwalnych (w kolorze!), a sama koncepcja graficzna uprzyjemnia czytanie. W gruncie rzeczy mamy do czynienia z lekturą nienastawioną na grupę specjalistów, lecz czytelników zwyczajnie zainteresowanych historią. Popularnonaukowy styl łączy się w tym wypadku z odpowiednią szatą graficzną. Mam wrażenie, że zabieg z powiększeniem czcionki ułatwia czytanie i sprawdza się w takiej konwencji. Mówiąc krótko, bardzo dobra robota wydawnicza dostosowana do wymogów współczesnego rynku.
Są to jednak mało znaczące technikalia, sprawa poboczna wobec wątków, które zostały poruszone przez Marcina Ludwickiego. Autor wykazał się sporym wyczuciem zarówno gdy idzie o dobór tematu, jak i realizację założeń publikacji. Główną ideą było przypomnienie losów Rodowiczów, ich upamiętnienie oraz udokumentowanie fascynującej historii, która spina klamrą dzieje konkretnej familii i symbolizuje losy polskich rodzin działających w konspiracji, a później prześladowanych przez komunistów. Nie dorabiając do książki żadnej ideologii politycznej, trzeba podkreślić jej znaczenie w kontekście smutnej przewrotności polskiej historii. To zwyczajnie interesujący materiał z ważnym przesłaniem.

Ocena: