„Niemiecka broń V-1 i V-2” – recenzja książki

Rok wydania – 2009

Autor – Łukasz Piechocki

Wydawnictwo – Rebis

Liczba stron – 168

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – historia niemieckiej broni V-1 i V-2 na przekroju lat pracy i produkcji słynnych pocisków zaliczanych do grona Wunderwaffe.

Jakiś czas temu toczyłem dyskusję dotyczącą niemieckiej Wunderwaffe z jednym z użytkowników mojego serwisu. Mój adwersarz, przy którym wypadłem dość blado i okazałem się całkowitym ignorantem, miał ogromną wiedzę i szybko wyjaśnił mi, iż popełniłem błąd, nazywając pociski V-1 terminem „Wunderwaffe”. Ostatecznie stanęliśmy na tym, iż nazewnictwo to nie jest poprawne, ale przyjęło się w historiografii i takie będzie już stosowane. Mimo wszystko uświadomiłem sobie, iż jest spora liczba tematów, o których nie mam zielonego pojęcia, a które jawią się jako fascynujące historie związane z II wojną światową. Wśród nich na czołowym miejscu znalazła się opowieść o bombach V-1 i V-2, które do tej pory znałem z opisów podniebnych bojów toczonych przez alianckich pilotów oraz dzięki brawurowej akcji Polskiego Podziemia, które przekazało sprzymierzonym plany pocisków. Wiedziałem też o nalocie na niemiecką bazę produkcyjną, gdzie powstawały interesujące nas pociski. Niestety, gdy szło o aspekty techniczne, nie miałem rozeznania w temacie. Wraz z poznawaniem nowych informacji przyszło wzmożone zainteresowanie zagadnieniem, które nie owocowało sięganiem po fachową literaturę. Dopiero wraz z nową publikacją Łukasza Piechockiego mogłem poszerzyć swoje horyzonty, co zbiegło się w czasie z nowym zainteresowaniem. W efekcie przyszedł zapał do lektury i lekkie rozczarowanie tym, że nie zaspokoiła mojej ciekawości w stu procentach.

Publikacje Wydawnictwa Rebis można rozpoznać już na pierwszy rzut oka. Estetyczna szata graficzna to zdecydowanie jeden z plusów „Niemieckiej broni V-1 i V-2”. Książka posiada przejrzysty schemat, a jej przygotowanie graficzne nie pozostawia wiele do życzenia. Prezentuje się bardzo dobrze. Także praca edycyjna i korektorska stoi na wysokim poziomie. Nie wyłapałem większych błędów, choć starałem się przeczytać wszystko z uwagą. Miłośnicy fotografii także nie będą zawiedzeni. Publikacja posiada wkładkę ze zdjęciami, która, choć skromna, przedstawia sporą wartość merytoryczną. W tekście porozstawiane są rozmaite tabele, porównania, a całość kończy się szeregiem schematów i map prezentujących budowę niemieckiej broni V-1 i V-2 oraz najważniejsze miejsce, które w historii pocisków odegrały kluczową rolę. Niewątpliwie wplecenie tych miłych dla historyków dokumentów przemawia na korzyść pracy Piechockiego. Całość poprzedzona jest krótką przedmową autorstwa prof. dr hab. Zbigniewa Pilarczyka, która zaznajamia czytelników z tematyką i stawia pierwsze ważne pytania, na które później odpowiada autor książki. Znakomitym rozwiązaniem jest również opatrzenie każdego z rozdziałów wyliczeniem kwestii, jakie zostały w nim poruszone. Ułatwia to nawigację i szybkie przeszukiwanie kart książki. Uwagę zwraca też spora ilość tabel, co z kolei oznacza, iż czytelnicy dostaną do rąk masę niezbędnych wiadomości statystycznych. Wydanie, przygotowanie i pomysł na książkę zdecydowanie przemawiają na jej korzyść. Piechocki poradził sobie z realizacją koncepcji stworzenia lektury przyjemnej w odbiorze i w sposób zgrabny posegregował główne informacje, opatrując je świetnie skomponowanymi elementami graficznymi.

Na początek wypada nam przedstawić Łukasza Piechockiego. Autor „Niemieckiej broni V-1 i V-2” urodził się w 1978 roku w Jarocinie. Studia historyczne ukończył w 2002, rozpoczynając później pracę w charakterze nauczyciela historii. Ten stosunkowo młody człowiek dość szybko zdecydował się na zmierzenie z trudnym tematem, który wciąż owiany jest tajemnicą. Z kart jego książki bije wielkie zainteresowanie i pasja, którą dla Piechockiego stała się II wojna światowa. Sprawnie posługuje się on piórem, nieźle włada językiem, a sposób narracji jest przyjemny w odbiorze. Wykazuje się również zaangażowaniem w omawiany temat, o czym świadczą przeprowadzone przez niego prace badawcze, rozliczne odwołania do źródeł. Cytaty wypowiedzi archiwalnych ubarwiają historyczną relację, a ich ilość została odpowiednio wyważona. Autor prezentuje własne przemyślenia, w historyczny tekst wplata szereg ciekawostek. W nielicznych wypadkach można stwierdzić, iż Piechocki nieco gubi się w narracji, do której przenika nieco chaosu. Ogółem jednak operuje przystępnym językiem, a w przypadku trudniejszych sformułowań lub głębszych problemów nie stroni od wyjaśnień rozwiewających wątpliwości czytelników. Wreszcie przygotował znakomite tabele, które podsumowują najważniejsze informacje i przejrzyście pokazują statystyki i schematy niezbędne do zrozumienia etapów rozwoju i zastosowania pocisków V-1 i V-2. Niewiele mamy informacji dotyczących pozostałych projektów niemieckich inżynierów. Autor skupia się na podstawowych problemach i nie wnika głębiej w tematykę Wunderwaffe. Gdyby rozpisał się szerzej, nikt nie miałby mu tego za złe. Być może pewne kwestie wymagają rozszerzenia i kilku dopowiedzianych zdań, jednak ogólnie „Niemiecka broń V-1 i V-2” wypełnia początkowe założenia i jest zwięzłym i przystępnym opracowaniem problemu, czego jednak nie możemy rozpatrywać w kategorii największych atutów publikacji Piechockiego.

Skondensowane to może być mleko, a nie książka historyczna. Nie jestem zwolennikiem rozwiązań, które w założeniu mają jak najmocniej ograniczyć rozmiar pracy przy jednoczesnym pakowaniu sporej liczby informacji na niewielu stronach. Z opisu książki dowiadujemy się, iż jest to pierwsze tak przystępne i zwięzłe opracowanie tematu V-1 i V-2. Piechocki rzeczywiście w bardzo przystępny sposób starał się dotrzeć do czytelników i stworzył publikację przyjazną w odbiorze. Niestety, druga z wymienionych cech, zwięzłość, jest jednocześnie największym minusem jego książki. Ładnie prezentujące się tabelki nie są w stanie zastąpić rzetelnych opisów. W efekcie mamy „po trochę o wszystkim” – autor skupia się na wielu kwestiach, które omawia w sposób lakoniczny, nie ma czasu na wdawanie się w szczegóły. Zdecydowanie w książce znalazło się za mało informacji dotyczących historii pocisków V-1 i V-2. Rozwój prac nad projektem niemieckich inżynierów przedstawiono w formie skrótowej, a przecież to właśnie te kwestie powinny być podstawą opracowania tego typu. Na przeciwnym biegunie znajdują się wiadomości poruszające aspekty funkcjonowania armii podziemnych rozpracowujących tajemnicę V-1 i V-2. Są zatem liczne informacje dotyczące działalności Polskiego Podziemia. Blado wypadł opis nalotu na Peenemünde, który jest jakby bezbarwny, pozbawiony historycznego polotu. A przecież była to jedna z ciekawszych operacji alianckiego lotnictwa. Żałuję również, iż nieco po macoszemu potraktowane zostały operacje z serii „Most”, które przecież miały kluczowy wpływ na prowadzenie alianckich badań nad rozwojem niemieckiej technologii. Były także dowodem na to, iż Polskie Podziemie nie próżnuje i wykonuje doskonałą robotę na rzecz sił sprzymierzonych. Mimo iż Armia Krajowa znalazła sobie sporo miejsca na kartach książki Piechockiego, wydaje mi się, iż niektóre wątki z udziałem Polaków winny zostać rozszerzone. Szczególnie że publikacja adresowana jest głównie do polskich czytelników. Napis z tylnej obwoluty głoszący, iż Piechocki dołącza do takich autorów, jak Piszkiewicz, Wojewódzki, Garliński czy Arct jest może nieco na wyrost. Młody historyk stworzył pracę elokwentną, o doskonałej prezencji, nie wyczerpał jednak tematu, a momentami zanadto poszedł w zwięzłość i przystępność. To oznacza, że co bardziej ambitni nie znajdą odpowiedzi na wszystkie swoje pytania i przyjdzie im jeszcze poczekać na polską monografię historii pocisków V-1 i V-2.

Za krótko, to raz. Bez większych fajerwerków, to dwa. Świetnie dobrany temat, to trzy. Masa informacji podanych w konkretny sposób, to cztery. Właściwie w wymienionych punktach mógłbym streścić moje wrażenia z lektury „Niemieckiej broni V-1 i V-2”. Łukasz Piechocki pokazał, że stać go na zbudowanie publikacji na wysokim poziomie, w niezłym stylu. To tak, jak z piłkarzem, który po ograniu połowy obrony pudłuje w sytuacji „sam na sam”. Piechocki sięgnął po temat ciekawy, bardzo zagadkowy i wciąż nie do końca rozwiązany. Miał duże pole do popisu, które wykorzystał tylko do pewnego momentu. Sprawnie operował piórem, zgromadził dużą ilość ważnych danych, jednak nie wyczerpał tematu i nie poruszył szeregu zagadnień, o których chętnie bym posłuchał przy okazji omawiania tematu Wunderwaffe. Ostatecznie jednak całość mogła się podobać, choć wrażenie niedosytu jest dość trwałe. Muszę jednak przyznać, iż ilekroć szukać będę informacji dotyczących pocisków V-1 i V-2, sięgać będę po estetycznie wydaną książkę, która zawsze zdumiewać mnie będzie niewielką ilością stron.

Ocena: