„Naziści. Na celowniku sprawiedliwości” – recenzja książki

Rok wydania – 2013

Autor – Donald McKale

Wydawnictwo – Muza SA

Liczba stron – 544

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – opracowanie poświęcone powojennym losom nazistowskich zbrodniarzy odpowiedzialnych za Holocaust.

Powojenne losy nazistowskich działaczy niejednokrotnie zaskakiwały przebiegiem wydarzeń, a czasem trudno było oprzeć się wrażeniu, że los był dla nich wyjątkowo łaskawy. Sprawiedliwość nie dosięgła wielu zbrodniarzy, którym udało się uniknąć sądu (lepiej byłoby chyba napisać – stryczka) i uciec przed oczami ludzi, którzy byli świadomi ich natury. Historia jednak zapamiętała, a wraz z nią dokumentujący przeszłość pisarze. Donald McKale odsłania kulisy powojennego skandalu. „Naziści. Na celowniku sprawiedliwości” to książka, która powinna stać się przyczynkiem do dyskusji. Przygotowana przez Wydawnictwo Muza SA publikacja jest interesującym zestawieniem biografii hitlerowców – tych walczących w pierwszym szeregu i tych, o których na co dzień nie pamiętamy.

Na początek kilka uwag dotyczących stylu autora. McKale umiejętnie łączy historyczną narrację z wykorzystaniem dziesiątek wspomnień uczestników zdarzeń. Są zatem wypowiedzi samych zbrodniarzy, członków ich rodzin (tutaj szczególne kontrowersje – nie dajmy się zwieść płaczliwym wzdychaniom żon i matek!) czy ofiar. Amerykański historyk uświadamia nam rozmiary eksterminacji w imię hitlerowskich ideałów. Obnaża fałsz i zakłamanie niemieckich działaczy, którzy nie chcieli dostrzec zbrodniczego systemu. Co więcej, dostaje się także aliantom, którzy nie kwapili się do osądzenia nazistowskich morderców. McKale słusznie napiętnował sprzymierzonych za opieszałość, brak animuszu i odpowiedniej motywacji. Rzekomym powodem, co McKale nieustannie podkreśla, był europejski antysemityzm występujący niemal we wszystkich krajach. Gruba przesada i absurdalny argument. Szczególnie w odniesieniu do Polaków, których historyk stawia o jeden szczebelek niżej niż Niemców w hierarchii antysemickich zbrodniarzy. Facet wygaduje bzdury i ewidentnie nie ma pojęcia, o czym pisze. Właśnie z takich przeinaczeń biorą się „polskie obozy koncentracyjne”. Holocaust jest tu motywem przewodnim, wspólnym mianownikiem zbrodni. Amerykanin zapomina o cierpieniu i dramatach polskiej ludności (i nie tylko, całą Europę ogarnęła przecież pożoga wojenna) i uwypukla tragedię ludności żydowskiej. W jego opinii nazizm równa się Holocaust. Ogromne i niesprawiedliwe uproszczenie, przez które praca traci znaczną część oczywistej wartości.

W wielu wypadkach McKale nie odkrywa niczego nowego, powtarzając powszechnie znane informacje. Niewiele zostało do odkrycia w kontekście powojennych losów niemieckich dygnitarzy, którzy zasiedli na ławie oskarżonych podczas Procesu w Norymberdze. W efekcie kilka rozdziałów poświęconych jest oryginalności i większej wartości poznawczej. Można je potraktować jako powtórkę, choć dla mniej obeznanych z tematem czytelników z pewnością będą zawierać znaczną ilość nowych, ciekawych, a nierzadko bulwersujących informacji. Zdecydowanie lepiej prezentują się historie mniej znane, przy których serce bije nieco mocniej. Historyk odsłania przed nami kulisy jawnej niesprawiedliwości, która była zaprzeczeniem powojennej uczciwości w odpłacaniu za wyrządzone krzywdy. Niektórym nazistom po postu się upiekło – ile było w tym szczęścia, ile instynktu samozachowawczego, a ile innych czynników (z tym ukrytym ogólnoeuropejskim antysemityzmem – bzdura) nie do końca wiadomo. Ważne, że McKale stara się wskazywać główne czynniki wpływające na powojenne losy podkomendnych Hitlera. Jego komentarz oparty jest na dokumentach archiwalnych, relacjach, wspomnieniach. Często wręcz bulwersujących. Gdy zaglądamy za kulisy niemieckiej machiny eksterminacji dostrzegamy, jak wiele fałszu było w życiu niemieckich zbrodniarzy. Z jednej strony ewidentni mordercy (chociażby Mengele, Eichmann, Stangl), z drugiej kochający mężowi, troskliwi ojcowie, utalentowani organizatorzy. McKale nie boi się pokazać obu oblicz nazizmu, ale dostrzega paradoks. Szkoda tylko, że bawi się w oskarżyciela, który szermuje złymi i krzywdzącymi argumentami.

Książka Donalda McKale’a miała zadatki na dzieło o bardzo dużej wartości poznawczej. Jego styl i umiejętności pisarskie stoją na wysokim poziomie, a prace archiwalne pokazują, iż zna się na rzeczy. Niestety, zagalopował się w swoich rozważaniach, a nadmierne przywiązanie do „argumentu z antysemityzmu” znacząco wpływa na wnioski i oceny. Szkoda, bo mogło być naprawdę ciekawie, a przy tym pouczająco. Jest natomiast niesprawiedliwie i to chyba największy paradoks publikacji, która o niesprawiedliwości traktuje.

Ocena: