„Na krańce świata” – recenzja książki

Rok wydania – 2017

Autor – Norman Davies

Wydawnictwo – Znak Horyzont

Liczba stron – 896

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – podróż przez historię z Normanem Daviesem, który w 2014 roku zwiedził kilkanaście krajów, a teraz dzieli się wrażeniami z podróży, kształtując nasze wyobrażenie o świecie.

Tego można się było spodziewać, patrząc na to, w którym kierunku rozwijała się kariera pisarska Normana Daviesa. Do niedawna był przede wszystkim historykiem, który zyskał sobie sławę i uznanie w Polsce, głównie ze względu na zaangażowanie w upowszechnianie historii Polski oraz przynajmniej próbę umiędzynarodowienia losów naszego kraju. Później ewoluował, by w końcu przeistoczyć się w podróżnika, który z aparatem w ręce przemierza najdalsze zakątki w poszukiwaniu śladów historii. A te można znaleźć na każdym kroku. Właśnie w taki sposób patrzę na wydane przez Znak opracowanie ,,Na krańce świata”. To kompilacja zbierająca doświadczenia Daviesa z licznych podróży i -wbrew obiegowej opinii – mimo że o wszystkim nie jest o niczym.

Trudno właściwie sklasyfikować ,,Na krańce świata”. Popularny brytyjski historyk w ostatnich latach wywrócił nieco nasz sposób patrzenia na przeszłość. Nie bawi się już w dogłębne analizy dokumentów, kwerendy archiwalne, lecz dotyka historii tam, gdzie jest ona żywa. W 2014 roku odbył podróż dookoła świata, której zwieńczeniem jest blisko 900-stronnicowe podsumowanie. Po raz kolejny powinniśmy docenić ewidentny talent pisarski Daviesa. Po prostu ma lekkie pióro, a przy tym ogromne doświadczenie w redagowaniu kolejnych monumentalnych opracowań. Dzięki udanemu połączeniu rzeczowości i popularnonaukowego zacięcia jest w stanie ,,zająć” czytelników przez kilka/kilkanaście godzin lektury. Uwierzcie, to się naprawdę nie nudzi. Pejzaże, które Davies maluje słowami są barwne tak, jak życie w miejscach, które odwiedził. Jego sprawozdanie pokazuje nam miejsca, o których nigdy nie słyszeliśmy i takie, które wyobrażaliśmy sobie zupełnie inaczej. Jest i egzotycznie, i przyziemnie. Wszędzie jednak naprawdę interesująco, nawet jeśli opisane wydarzenia to ledwie cząstka wielowiekowej tradycji, kultury i oczywiście historii. Musimy mieć świadomość, że wiele kwestii zostało spłyconych, że z autorem można by polemizować i wskazać niedociągnięcia. Nie sili się on jednak na spisanie kompletnej historii świata, lecz chce ukazać pewną specyfikę i oddać słowami to, co w gruncie rzeczy nieuchwytne.

Od klasycznych reportaży książkę odróżnia skoncentrowana na historii narracja i częste wracanie do klasycznego stylu pisarskiego historyka. Od standardowej monografii historycznej ,,Na krańce świata” różni się z kolei dość swobodnym doborem tematów i dużym luzem narracyjnym, który zostawia sobie Davies. W praktyce to specyficzna opowieść silnie zakorzeniona w przeszłości, ale uwzględniająca to, co dzieje się dzisiaj. Davies bardzo umiejętnie kreśli związki przyczynowo-skutkowe, otwierając czytelników na nowe doświadczenia. Stanowi drogowskaz do zrozumienia procesów i przemian. Myślę, że na tym polu osiągnął pełny sukces. Trudno odmówić mu wdzięku, pisarskiej estetyki, a wreszcie umiejętności wciągnięcia odbiorcy w opisywany świat i wydarzenia. Wszystko to składa się na lekturę, która snuje się powoli, niby zmierza donikąd, ale jednak fascynuje i wciąga.

Aż szkoda, że ,,Na krańce świata” nie zostały wyposażone w większą liczbę zdjęć. Chłonąc kolejne anegdoty Daviesa, często posiłkowałem się YouTube’em, by przynajmniej zwizualizować sobie miejsca, o których opowiada. Cóż, zostaje też ukłucie zazdrości. Norman Davies dostał świetną szansę do tego, by po prostu się wygadać. To wprost wymarzona okazja dla historyka, który może oddać się pasji podróżowania, zwiedzania, a następnie podzielić się nią z czytelnikami. Myślę, że tekst sam w sobie nie jest przełomowy, nie ma potencjału na wniesienie czegoś do nauki. Powinien jednak stanowić cenny drogowskaz w kontekście rozumienia historii i jej przeplatania się z teraźniejszością, a jednocześnie inspirację do jej lepszego poznania. Davies zwiedził kawał świata i zetknął się z żywą historią. Któż z nas, pasjonatów dziejów świata, nie marzy o podobnej wyprawie?

Ocena: