„Monte Cassino” – recenzja książki

Rok wydania – 2005

Autor – Matthew Parker

Wydawnictwo – REBiS

Liczba stron – 480

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – bitwa o Monte Cassino oczami eksperta – wszystko o zmaganiach we Włoszech.

Bitwa o Monte Cassino stała się jednym z najważniejszych epizodów w historii polskiej wojskowości podczas II wojny światowej. Gen. Anders i jego żołnierze trafili do elitarnego grona walczących za ojczyznę poza jej granicami ze wspaniałym skutkiem. I choć dzisiaj, zapoznawszy się z dziełami na temat zmagań o klasztor, spojrzenie na wkład Polaków w szereg starć o Monte Cassino należy zweryfikować, nadal wielbimy bohaterów kampanii włoskiej. Ich zasługi są niepodważalne, chociaż Polacy często zapominają o innych nacjach walczących w tym miejscu w 1944 roku. Historia jednak nie zapomniała. Matthew Parker, brytyjski historyk, który w swoim dorobku ma już m.in. „Battle of the Britain”, opisuje wydarzenia pod Monte Cassino z dziennikarską dokładnością. Fakty, wypowiedzi weteranów i dramatyczne opisy zamagań (nie tylko na froncie czysto militarnym, ale i politycznym) dają tej pozycji przewagę nad innymi, o podobnej tematyce. Jeśli miałbym porównywać, przypomina mi ona nieco twórczość Corneliusa Ryana, który w „Najdłuższym dniu” i „O jeden most za daleko” pisał bardzo podobnie. Choć tematyka bardzo odległa, styl literacki zbliżony. Ryan jest jednym z najlepszych twórców książek historycznych osadzonych w realiach II wojny światowej, dlatego też porównanie to uznać należy za wyróżnienie – wielu współczesnych autorów pragnęłoby dorównać autorowi „Najdłuższego dnia”.

Matthew Parker zaczyna swą opowieść w 1943 roku, kiedy to alianci dopiero podejmowali decyzje dotyczące lądowania na Sycylii. Jak się okazało desant przebiegł po ich myśli, a operacja „Husky” zakończyła się powodzeniem. Sukces miał być jednak rozwijany, czego efektem były kolejne lądowania, tym razem na wybrzeżu Półwyspu Apenińskiego. Niemcy, mimo zaskoczenia i opuszczenia przez wiernych do tej pory sojuszników, szybko pozbierali się po serii przegranych, organizując obronę Włoch. Zbudowano linie silnych umocnień, które zapobiec miały dalszym posunięciom sił sprzymierzonych. Żołnierze alianccy okazali się jednak wytrwali i kontynuowali marsz na północ, pokonując wzniesione przez wroga zapory terenowe. Wkrótce doszli do Monte Cassino – wzgórza otwierającego drogę do Rzymu – wdając się w mordercze walki o każdą piędź ziemi. Na szczycie znajdował się malowniczy klasztor benedyktyński, którego ruiny podziwiać możemy do dziś. To właśnie ten punkt stał się symbolem walk o Monte Cassino. Potężna budowla, która wieńczyła ponad pięciusetmetrowe wzniesienie budziła nie tylko podziw, ale i grozę.

„Monte Cassino” zaliczyłbym do grona powieści historycznych ze względu na styl, jakim pisze Parker. Nie brakuje tu dialogów, wypowiedzi weteranów i suchych faktów z historii bitwy. Tym samym oglądamy ją oczami walczących żołnierzy oraz historyka, który dzieli się z nami nie tylko wiedzą, ale i wnioskami. Przejrzyste ilustracje dają obraz przesuwania frontu i wydarzeń opisywanych na kartach książki. Wielkim pozytywem jest narracja – żywa, ekspresyjna i rozpoczęta w odpowiednim momencie. Relacje z frontu i spora liczba cytatów dopełniają dynamiki akcji. Wspomnieć również muszę o świetnym wydaniu książki. Czcionkę dobrano odpowiednio, a zdjęcia i dekoracyjne elementy książki wyglądają bardzo elegancko. Miałem przyjemność czytać „Monte Cassino” w twardej okładce (swoją drogą, nie spotkałem się z miękkim wydaniem) i z zakupu jestem wyjątkowo zadowolony. Na półce prezentuje się znakomicie, a jej zawartość merytoryczna pozwala mi na poznawanie realiów lat 1943-44 w wygodnym i bogatym treściowo wydaniu.

Ogólnie rzec można, iż książka wciąga, zapewniając rozrywkę na długie godziny. Czyta się ją bardzo dobrze, gdyż język, jakiego użył autor, jest ciekawy i zrozumiały – nie popełniono błędu, który często potrafi zniszczyć dobrą książkę, a mianowicie Matthew Parker nie wykorzystuje skomplikowanych sformułowań, których znaczenie znają jedynie wojskowi. Tym samym czytelnik ma okazję zapoznania się z treścią książki bez widma sięgania po słownik wyrazów obcych przy każdym rozdziale. Ciężko jest się natomiast do czegokolwiek przyczepić. Parker pisze obiektywnie, nie utożsamia się z żadną z narodowości. Szacunek wzbudza wypisanie obszernej bibliografii (rzecz oczywista, a jednak czasem od tej reguły zdarzają się wyjątki) i użycie ilości źrodeł, która zapewnia zapoznanie się z zagadnieniem pod każdym względem. Reasumując, jest to świetna pomoc dydaktyczna napisana na bardzo wysokim poziomie. My, Polacy, nie musimy się również martwić o podejście do sprawy sił gen. Andersa, gdyż Polacy ukazani tutaj zostali w sposób niegodzący w narodowe poczucie dumy reprezentantów naszego kraju podczas II wojny światowej. Grzechem jest nie przeczytać.

Ocena: