„Miłość w Auschwitz” – recenzja książki

Rok wydania – 2020

Autor – Francesca Paci

Wydawnictwo – Prószyński i S-ka

Liczba stron – 208

Tematyka – poruszająca, autentyczna historia Edwarda Galińskiego i Mali Zimetbaum, których mimo uwięzienia w Auschwitz połączyło uczucie.

Przez wiele lat historia Edwarda Galińskiego i Mali Zimetbaum była znana przede wszystkim historykom, którzy w gruncie rzeczy nie poświęcali jej wiele miejsca. Ale też nie ma co przesadzać, a przesadę zarzuciłbym choćby Francesce Paci, która twierdzi, iż był to całkowicie pomijany temat. W Polsce pisał o tym chociażby dr Adam Cyra a Ireneusz Wawrzaszek wydał nawet książkę „Romeo i Julia z KL Auschwitz”. Młodzi, pełni nadziei, zakochani. I wszystko to w samym sercu piekła. W Auschwitz. Oczywiście, nie jest to jedyna historia o dwojgu ludzi, których miłość połączyła w obozie koncentracyjnym. Polscy czytelnicy powinni także kojarzyć Jerzego Bieleckiego i Cylę Cybulską, o których zresztą sami pisaliśmy, zafascynowani tym, co udało im się osiągnąć. Personalnie muszę się zwierzyć, że zawsze żałowałem, że ta historia nie ma filmowego zakończenia. Tak to już jednak jest w życiu. Bieleckiemu i Cybulskiej udało się ujść z życiem, nawet jeśli po wojnie nie dzielili go ze sobą. Edek i Mala nie mieli tyle szczęścia. Udało im się skraść ledwie kilkanaście dni wolności. O tym, ile dla nich znaczyła, niech poświadczy wypowiedź samej Mali, która po ponownym uwięzieniu stwierdziła, że dla tego czasu warto było uciec z Auschwitz, nawet jeśli oboje czekała pewna śmierć.

Tak, tragizm, jakim naznaczona jest ta historia, musi zmusić czytelnika do refleksji. O okropieństwach niemieckich obozów koncentracyjnych słyszeliśmy naprawdę wiele. Tak wiele, że może w jakiś sposób uodporniliśmy się na kolejne badania, opisy zbrodni, a nawet wspomnienia świadków. „Miłość w Auschwitz” jest czymś zupełnie innym, rozgrywający się na kartach książki dramat (a pamiętajmy, że jest to historia prawdziwa) to zupełnie inny ładunek emocjonalny. Ładunek, który już wtedy przez otoczenie był kwalifikowany w odrębnej kategorii – dla jednych jako dodatkowy aspekt dramatu rozgrywającego się w Auschwitz, dla innych fanaberia młodych, a dla niektórych niewybaczalny błąd, za który przyszło zapłacić życiem (to podejście według autorki reprezentował ojciec Edka).

Książka została napisana w oryginalny sposób. Momentami można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z reportażem. Przemieszanie czasów przeszłego i teraźniejszego, zaburzenia ciągłości tekstu, posługiwanie się wypowiedziami dość swobodnie wplatanymi w narrację. A przy tym brak solidnego omówienia podstaw historycznych charakterystycznego dla standardowych opracowań. Rozumiem, że autorka miała określoną koncepcję – chciała uwypuklić dramat dwojga ludzi i zdynamizować opowieść – ale momentami osiągała efekt odwrotny do zamierzonego. W czasie lektury towarzyszyło mi bowiem poczucie chaosu. Po części wynika to ze specyficznej formy narracji. Jak wspomniałem, to coś między reportażem a tradycyjnym popularnonaukowym opracowaniem historycznym. Autorka słusznie sięga po relacje więźniów Auschwitz, ale i to powoduje problemy, bo przez specyficzny styl opowiadania całej historii momentami wychodzi z tego okrutny miszmasz i nie wiadomo, jak rzeczywiście wyglądały poszczególne zdarzenia. Rozważania na temat dnia śmierci Mali – podane w chaotyczny sposób – sprawiły, iż mimo ogromnego ładunku emocjonalnego nie byłem w stanie w pełni przeżyć tego momentu, choć jako czytelnik niewątpliwie byłem poruszony historią młodych więźniów. Książce brakuje też fundamentów, choćby szczątkowej analizy, która wprowadzi czytelnika w kluczowe dla historii zdarzenia. Mamy za to pojedyncze wystrzały informacyjne, które nie składają się na pełny, spójny obraz całości.

Idąc tym tropem, nie do końca rozumiałem niepoparte głębszą refleksją wrzutki dotyczące przyczyn tego, że historia Mali i Edka nie była dotychczas znana szerszemu gronu czytelników. Jednym z powodów miałoby być pochodzenie Edka jako Polaka „wywodzącego się ze środowisk nieodpornych na wpływy antysemityzmu”. W innym miejscu czytamy: „Niektórzy uparcie upatrywali w Edku Aryjczyka, bo Słowianie przyczynili się do unicestwienia Żydów”. Rozumiem, że w tym drugim wypadku jest to cytat z wypowiedzi jednej z więźniarek, ale pozbawiony jest komentarza autorki, który rozwiewałby wątpliwości, o co w ogóle mogło chodzić. Przyznam szczerze, że nie bardzo mam koncepcję. I właśnie tak prezentuje się „Miłość w Auschwitz”. To książka falująca, która miałaby ogromną wartość merytoryczną i jeszcze większy ładunek emocjonalny, gdyby została napisana porządnie.

Ocena: