„Miasto utracone” – recenzja książki

Rok wydania – 2020

Autor – Michael Wieck

Wydawnictwo – Ośrodek Karta

Liczba stron – 334

Tematyka – wspomnienia Michaela Wiecka, skrzypka, mieszkańca Królewca, który próbuje odtworzyć tragedię rodzinnego miasta i jego mieszkańców.

Ośrodek Karta zawsze potrafi zaskoczyć mnie niespodziewanym wydaniem, publikacją, której zakres tematyczny sprawia, że jestem zmuszony do refleksji, do czegoś więcej niż zwykłej, niejako rutynowej lektury recenzenta. „Miasto utracone” doskonale wpisuje się w ten schemat. Wspomnienia Wiecka pokazują mi, jak łatwo przychodzi ludziom kategoryzacja. Dzisiaj powiedzielibyśmy o Wiecku „świetny skrzypek”, klasyfikowalibyśmy go przez pryzmat umiejętności, pasji, wykonywanego zawodu. Dla XX-wiecznych systemów totalitarnych nie miało to większego znaczenia. W czasach nazistowskiej III Rzeszy był po prostu Żydem, obywatelem gorszej kategorii, przedstawicielem rasy, która nie wpisywała się w aryjskie standardy, której odmówiono prawa bytu. W czasach stalinowskiego Związku Radzieckiego stał się ponownie Niemcem, odpowiedzialnym za wybuch wojny i związane z nią okropieństwa. Wszystko to w królewskim Koenigsbergu (Kaliningradzie), mieście utraconym i mieście utraty, bo to tam autor opowieści tracił bliskich, rodzinę, przyjaciół, utracił dzieciństwo, a wreszcie szanse na szczęśliwe życie.

Jego wspomnienia są elementem swego rodzaju katharsis. Nie są łatwe w odbiorze, nasączone intymnymi scenami z życia codziennego. To ogromny zbiór wrażeń i emocji. Przelane na karty książki muszą szokować i zmuszać do smutnej refleksji nad tragicznym losem ludzi uwięzionych przez totalitarny system. Uwięzionych nie wprost, nie fizycznie, ale z pewnością mentalnie. Do książki nie można podejść bezrefleksyjnie, bez odpowiedniego nastawienia. Trzeba w nią wejść, czasem się zatrzymać, by pomyśleć, co Wieck chciał nam przekazać, dlaczego akurat to wspomnienie utkwiło mu w pamięci i jak oddziałuje ono na całość postrzegania życia w Koenigsbergu tamtych dni. Wieck stara się być w swojej relacji maksymalnie obiektywny. Nie brakuje nawet prób pokazania, iż nie wszyscy byli prześladowcami, że zdarzały się odruchy czysto ludzkiego dobra („Przyjazne słowo, kawałek ciasta wciśnięty w rękę, gdy nikt nie patrzył, spojrzenie, gest”). Spójrzmy, jak Wieck to podsumowuje: „Trzeba było wielkiej odwagi cywilnej, by naruszyć zarządzenia grożące karą więzienia za tego rodzaju oznaki współczucia, i zapewne dlatego zdarzały się one tak rzadko”. Ot, smutna konstatacja tego, jak terror stopniowo pozbawia ludzi człowieczeństwa.

Nie brakuje także bardzo osobistych zwierzeń na temat życia rodzinnego, systemów wartości (jak moralnie uzasadnić kradzież?) i wreszcie religii i Boga. Wszystko to splata się w mozaikę na pozór prostych, ale w rzeczywistości niezwykle przemyślanych i zmuszających do myślenia wspomnień. Opowieść o Królewcu, przypomniała mi nieco klasyczny film z Andy’m Garcią „Hawana – miasto utracone”. Tam również historia człowieka, wbrew swojej woli uwikłanego w wielką politykę, spaja się z historią miasta, cierpiącego podobnie do ludzi. Tak jak kilkanaście lat temu los stolicy Kuby czasu rewolucyjnego przewrotu zrobił na mnie wielkie wrażenie, tak i teraz opowieść Michaela Wiecka utkwiła mi w pamięci i z pewnością długo tam pozostanie.

Ocena: