„Lista Wächtera” – recenzja książki

Rok wydania – 2018

Autor – Magdalena Ogórek

Wydawnictwo – Zona Zero

Liczba stron – 456

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – bardzo osobisty zapis poszukiwań, dziennikarskiego śledztwa, prowadzonego przez autorkę w sprawie zrabowanych w czasie wojny polskich dzieł sztuki.

Gdybym miał wskazać książkę historyczną, która w pierwszej połowie 2018 roku wzbudziła najwięcej kontrowersji, bez cienia wątpliwości wskazałbym ,,Listę Wächtera” Magdaleny Ogórek. Nie tylko ze względu na temat i sposób przedstawienia, ale także z powodu charakterystyki autorki. Publicystka, dziennikarka, doktor nauk humanistycznych, wykładowca akademicki, z dość ambitną polityczną przeszłością (tak, pamiętamy, że Magdalena Ogórek startowała w wyborach prezydenckich i całkiem nieźle jej poszło!). Już choćby to składa się na obraz osoby nietuzinkowej, której sylwetka wzbudza emocje i wywołuje ożywione dyskusje. Miłośnikom historii Magdalena Ogórek może się kojarzyć nieco inaczej. Zasłynęła z akcji odzyskania trzech dzieł sztuki, które w czasie II wojny światowej zostały zrabowane przez Niemców z Polski i przez kilkadziesiąt lat nie mogły wrócić do kraju. Ostatecznie oddał je Horst von Wächter, syn niemieckiego generała Ottona von Wächtera. Senior rodu przed laty uczestniczył w plądrowaniu Krakowa. ,,Lista Wächtera” to ukoronowanie jej wysiłków i reporterska próba uchwycenia tego co najważniejsze w całej operacji. Dość oryginalna forma (połączenie opowieści o historii z elementami reportażu, a nawet pamiętnika) oraz nietuzinkowy styl oparty na osobistych zwierzeniach przysporzyły książce tyluż zwolenników co przeciwników. I trudno się temu szczególnie dziwić. Wbrew obiegowej opinii podyskutujemy jednak nieco o gustach.

Sam pomysł uznałbym za oryginalny. O historii można mówić w różny sposób, a próba uchwycenia jej w reportażu dodaje całości dynamiki. Na książkę składają się głównie zapisy rozmów z synem generała oraz opis prowadzonego śledztwa, przetykany wtrętami z korespondencji rodziny Wächterów. O ile koncepcję można docenić za nietuzinkowość, o tyle poskładanie tego w spójną całość nie wyszło autorce idealnie. Moim zdaniem publikacją rządzi chaos, który pogłębiają osobiste wynurzenia. Brakuje systematyki, pokazania czytelnikom konkretów w postaci listy zaginionych dzieł, statystyk odnośnie do ich odzyskiwania, omówienia dotychczasowych sukcesów organów powołanych do profesjonalnych poszukiwań. Wszystko to gubi się w natłoku mało znaczących, pobocznych informacji, często nacechowanych przesadną egzaltacją lub tanim emocjonalizmem.

Książka jest momentami dość osobistym zapisem spostrzeżeń autorki, czasem nie do końca w temacie. Internauci szybko podłapali oryginalny styl Ogórek, dorabiając zmyślone cytaty, które miały ilustrować jej rzekomo grafomańskie zapędy. Gwoli ścisłości, jest to mocno nieuczciwe postawienie sprawy, bo prześmiewcy nie koncentrują się na merytorycznej stronie ,,Listy Wächtera”. Z drugiej strony, trudno nie zauważyć, że przeplatanie historii II wojny światowej dość luźnymi odniesieniami do teraźniejszości jest pomysłem średnim i wystawia autorkę na falę uzasadnionej krytyki (choć oczywiście nie w tej formie i nie na tym poziomie doboru argumentów). Opowieści o odwiedzonych knajpach, zjedzonych deserach, wysłuchanej muzyce i zobaczonych obrazach niby wpisują się w konwencję, ale rozmywają to, co powinno stanowić esencję książki, a więc historię Wächterów i polskich dzieł sztuki. Za mało konkretów, za dużo uniesień, choć – żeby być uczciwym – spotkałem się też z opiniami, że właśnie to czyni książkę prawdziwą, naturalną i żywą. Jestem względem tych opinii sceptyczny. Ogórek uczyniła się główną bohaterką książki, przysłaniając nieco historię, o której z takim zacięciem chciałaby opowiadać. Epatuje za to górnolotnymi frazami. Po co? Przecież nie musi na siłę kreować swojego wizerunku. Jest fachowcem, zna się na rzeczy, nie powinna tego udowadniać sztucznością i przesadnym uduchowieniem.

W tym wszystkim autorkę bronią jej sukcesy na polu kontaktów z Horstem von Wächterem i odzyskanie części polskiego dziedzictwa kulturalnego. Zrabowane dzieła wróciły do Polski dzięki jej wysiłkom, co dowodzi skuteczności podejmowanych działań. Książka także wiele mówi o autorce. Widać w tym pasję, żywe zainteresowanie sztuką, historią, nie wspominając już o poszukiwaniach. Tak jak nie ocenia się książki po okładce, tak nie należy oceniać Magdaleny Ogórek wyłącznie przez pryzmat jej działalności politycznej i dziennikarskiej. Myślę, że ,,Lista Wächtera” to pierwszy tak poważny szlif pisarski, który pozwoli jej wyciągnąć konkretne wnioski i rozwinąć się w kierunku bardziej wyważonej narracji. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że ma odpowiedni potencjał, a jej dotychczasowe osiągnięcia świadczą o zasadności podejmowanych działań. Książka wzbudziła duże kontrowersje, ale zyskała przy tym rozgłos. Ba, przy okazji jej wydania buntował się też syn generała, któremu niezbyt spodobało się przedstawienie jego ojca jako grabieżcy polskich dzieł sztuki. Tymczasem to właśnie fundament, na którym zbudowana jest cała historia. Mam nadzieję, że Magdalena Ogórek pociągnie swoje poszukiwania. Jest na dobrym tropie. Jeśli zweryfikuje nieco swoje podejście do stylistyki, będę pierwszym, który ogłosi jej sukces.

Ocena: