„Krzyk wiatru” – recenzja książki

Rok wydania – 2021

Autor – Seweryna Szmaglewska

Wydawnictwo – Prószyński

Liczba stron – 267

Tematyka – kolejne wspaniałe dzieło Seweryny Szmaglewskiej, która w opowieści o jednym dniu w Auschwitz ukazuje dziesiątki ludzkich dramatów i piekło tego miejsca.

Niemal jednocześnie zacząłem czytać dwie książki wpisujące się w szeroko pojmowany gatunek „literatury obozowej”. W przypadku „Krzyku wiatru” Seweryny Szmaglewskiej mówić możemy o niemal klasycznych, choć beletryzowanych, wspomnieniach. Druga z pozycji, „Którędy na wolność” Marty Byszkowskiej-Nowak, to powieść osadzona w realiach obozowych i inspirowana prawdziwą historią Janiny Nowak, pierwszej uciekinierki z niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Obie zrobiły na mnie wrażenie – nie było tutaj jakiegoś historycznego przełomu, czegoś, co na trwałe zmieni moje wyobrażenie o piekle obozów koncentracyjnych, jednak w każdej z nich znalazłem dla siebie ważne przesłanie. Tym wspólnym wstępem do obu recenzji nakreśliłem już to, co w nich najważniejsze. Warto jeszcze dodać, iż osoby, którym „Krzyk wiatru” przypadnie do gustu (pod względem literackim) z dużym prawdopodobieństwem chętnie sięgną także po „Którędy na wolność”.

Seweryny Szmaglewskiej miłośnikom literatury historycznej przedstawiać nie trzeba. To, ile zrobiła dla wzmocnienia świadomości polskiego czytelnika w zakresie tragedii obozów koncentracyjnych, jest nie do przecenienia. „Krzyk wiatru” może w naturalny sposób ginąć między innymi bardziej znanymi tytułami, jakie wyszły spod jej ręki. Jest to jednak podobny styl narracji, podobna wizja świata i sposób opowiadania. „Krzyk wiatru” stanowi niejako uzupełnienie dla bogatszych opracowań, ale nawet mimo mniejszego rozmachu nie należy o nim zapomnieć. Podobnie jak w przypadku „Dymów nad Birkenau” mamy do czynienia z ogromnym ładunkiem emocjonalnym i specyficznym dla Szmaglewskiej połączeniem prozy z liryką. Jest w jej opisach, sposobie przedstawiania świata coś magicznego, co ogromnie kontrastuje z opisywanymi przez nią zdarzeniami. Ten konflikt może wzbudzać u niektórych mieszane odczucia. Gdy śledzimy przebieg rozmów, gdy podążamy za opisami autorki na pozór nielicującymi z tym, jak wyglądają nasze wyobrażenia dotyczące obozu koncentracyjnego, pojawia się dysonans. Niema w tym nic złego. Szmaglewska konfrontuje nas bowiem z przenikającymi się rzeczywistościami, które jeszcze mocniej uwypuklają dramat jednostki i zbiorowości.

„Krzyk wiatru” to zapis krótkiego wycinka życia Piotra, młodego członka obozowego ruchu oporu. Auschwitz obserwujemy jego oczami. Słyszymy jego myśli, przeżywamy jego emocje. Gdy esesman przeszukuje barak, wydobywając kolejne świstki papieru z rozmaitymi zapiskami, co nieuchronnie zbliża spiskowców do dekonspiracji, razem z Piotrem wstrzymujemy oddech. Wszystko to jest tak prawdziwe i naturalne, że przeczytanie powieści może u niektórych wiązać się z dużym wysiłkiem. I wtedy przychodzi refleksja – Boże, przecież to tylko jeden dzień z pobytu w piekle.

Pisałem to już w poprzednich recenzjach, ale warto wyrazić to raz jeszcze. Seria książek Szmaglewskiej wznowiona przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka jest dla mnie wyjątkowym przykładem, jak za jednym zamachem wydawca może łączyć biznes z mądrym, świadomym dokładaniem cegiełki do budowania kulturalnego dziedzictwa. Jeśli w naszym dziale „Biblioteka” oceniamy książki w skali 1-10, to za sam pomysł Prószyńskiemu należy się „dycha”.

Ocena: