„Dziewczyny od szyfrów” – recenzja książki

Rok wydania – 2019

Autor – Liza Mundy

Wydawnictwo – Bellona

Liczba stron – 456

Tematyka – wciągająca, nietuzinkowa historia amerykańskich kobiet, które w czasie II wojny światowej uczestniczyły w programie łamania szyfrów przeciwnika.

Gdy zasiadałem do lektury „Dziewczyn od szyfrów”, przypomniała mi się książka sprzed kilku lat przygotowana przez Wydawnictwo Otwarte zatytułowana „Dziewczyny atomowe”. Denise Kiernan opowiedziała w niej historię kobiet zaangażowanych w ściśle tajny program budowy amerykańskiej bomby atomowej. Najpierw przeżyłem szok, że to już sześć lat od tej naprawdę niezłej lektury. Później odtworzyłem kilka podstawowych faktów związanych z samą publikacją. Okazało się, że autorka nowości od Bellona, Liza Mundy, idzie podobną drogą, ale robi to znacznie lepiej. W przeciwieństwie do „Dziewczyn atomowych” te „od szyfrów” są mniej chaotyczne, choć wątków wspólnych znajdziemy mnóstwo. Z pewnością nie należy szufladkować publikacji Mundy jako schematycznej i jednowątkowej. To bardzo interesująca, złożona historia poruszająca wiele na pozór nieznaczących aspektów, które w czasach II wojny światowej urastały do rangi symboli. Zastrzeżenia można natomiast zgłosić co do samego meritum, a więc procesu łamania szyfrów. Szkoda, bo Mundy mogła domknąć ważną furtkę w historiografii.

„Dziewczyny od szyfrów” są bowiem opowieścią o niezwykłych kobietach. Ich zaangażowanie do programu łamania niemieckich szyfrów opartych na szczególnie skomplikowanej wersji Enigmy już samo w sobie jest czymś wyjątkowym. Pamiętajmy, że mówimy o pierwszej połowie XX wieku, gdy kobiety nie tylko nie miały swobodnego dostępu do edukacji, ale i powszechnie były uważane za słabsze i gorzej przystosowane do pracy. Mundy pokazuje ich losy nie tylko w perspektywie służby, ale także w kontekście społeczno-obyczajowym. Zwróćmy uwagę na tak prozaiczne kwestie, jak choćby dysproporcje w wynagradzaniu obu płci (te same kwalifikacje i niższe wynagrodzenia różnicowane wyłącznie na podstawie płci) i tabu towarzyszące kobietom w służbie wywiadu. To naprawdę fascynujące wątki, których Mundy nie uwypukla, żeby użalać się nad losem kobiet jako takich, lecz by pokazać historyczne realia i trudności, z jakimi codziennie walczyły szyfrantki. Inna sprawa, że w pewnym momencie dryfuje nieco zbyt daleko ze swoją narracją.

Niezwykle interesującym tematem jest proces rekrutacji i szkolenia. Czytelnicy zostają przeprowadzeni przez kilka stadiów odsiewania kryptolożek-adeptek, a następnie żmudnego procesu zespołowej pracy nad odkrywanie najściślej strzeżonych sekretów niemieckiej machiny wojennej. Liza Mundy dotarła do licznych relacji uczestniczek zdarzeń, dokopała się także do zapomnianych archiwów, z których wyciąga masę praktycznych informacji przetykanych żywymi, barwnymi anegdotami. Całość napisana jest bardzo przystępnie i zwyczajnie zachęca do czytania. Oczywiście, należy w trakcie lektury zachować koncentrację – nazwisk jest sporo, łatwo się momentami zgubić.

No właśnie, zgubić. Mundy kreuje spójną, logiczną historią, ale czasem traci z oczu główny wątek, jakim niewątpliwie powinny być sprawy kryptologiczne. W efekcie tworzy opowieść przede wszystkim o kobietach, co samo w sobie nie jest złe i rzuca wiele światła na ich służbę w czasie wojny, ale w kontekście zapowiadanego „złamania klucza do kodów Państw Osi” za mało jest realnych sukcesów, za dużo rozmycia wątkami pobocznymi. Autorka nie jest w stanie skoncentrować się na esencji całej historii, przez co nie pokazuje rzeczywistego znaczenia kobiet dla amerykańskiego programu dekryptażu. Myślę, że nie o to w „Dziewczynach od szyfrów” chodziło i czuję delikatne rozczarowanie. Paradoksalnie wątki związane z alianckim programem kryptologicznym są niezłe, pojawiają się nawet Polacy z Marianem Rejewskim na czele (krótko, ale jest akcent ważny dla wielu polskich odbiorców). Kończąc książkę, nie miałem jednak wyraźnego poczucia zawodu. Może dlatego, że spodobała mi się jako lektura? Przeczytałem ją z przyjemnością, zapoznając się z bagatelizowanym, mało znanym tematem, który przecież powinien nas interesować, bo dobrze wiemy, jak to jest, gdy czyjeś sukcesy w dziedzinie kryptologii są niedoceniane…

Ocena: