„Dziewczęta z Auschwitz” – recenzja książki

Rok wydania – 2020

Autor – Sylwia Winnik

Wydawnictwo – Muza

Liczba stron – 304

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – interesująca próba udokumentowania wspomnień jednych ostatnich żyjących świadków dramatów, jakie rozgrywały się w Auschwitz w czasie II wojny światowej – zapisy rozmów.

Bezpośrednio po lekturze wznowionych „Dymów nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej zasiadłem do czytania „Dziewcząt z Auschwitz” Sylwii Winnik (drugie wydanie, 2020 r.). Nie będę porównywał obu publikacji, gdyż reprezentują inne gatunki literackie. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na postać autorki. Winnik, rocznik 1989, historyk z zamiłowania, blogerka, która przez lata internetowej aktywności wyrobiła sobie nie tylko pozycję na rynku, ale i pióro (względnie – styl pisarski). To kolejna reprezentantka młodego pokolenia pisarzy, którzy z wyczuciem, dużym szacunkiem do tragicznej przeszłości, postanawiają odkryć przed czytelnikami kulisy jednego z największych dramatów w dziejach ludzkości. Trzymamy kciuki, by „Dziewczęta z Auschwitz” były jedynie wstępem do dalszej bogatej kariery – potencjał jest, może wymaga jedynie lepszego ukierunkowania.

Skąd ten zarzut? Wynika głównie z formy książki. Winnik odbyła rozmowy z 12 kobietami, które podzieliły się z nią osobistymi historiami związanymi z obozem koncentracyjnym (i szerzej, okupacją, życiem). To dość luźno połączone ze sobą wspomnienia, które mają oczywiście bardzo dużą wartość dokumentalną, zwłaszcza w obliczu nieuniknionego starzenia się świadków historii. Plus zatem za dotarcie do więźniarek i ogrom pracy włożony w odbycie rozmów i spisanie ich efektów. To, czego brakuje, to szerszy komentarz historyczny. Krótki wstęp nie zrekompensuje nam braku dodatkowego wytłumaczenia zjawisk ze strony autorki. Rozumiem oczywiście założenie – chodziło o zapis wspomnień – nie ma w tym wypadku żadnej dyskusji. Zastanawiam się jednak, czy nie dało się książki nieco poszerzyć, dołożyć nieco więcej wkładu z perspektywy historycznej. Winnik było na to stać, bo talent pisarski niewątpliwie posiada. Być może kolejne jej książki będą pisane w formie klasycznego reportażu.

Same wspomnienia to kombinacja emocjonalnych powrotów do jednego z największych życiowych dramatów (doskonale zdaję sobie sprawę, jak wygląda to w praktyce, zważywszy iż babcia mojej żony była więźniarką Auschwitz) oraz metodycznego odtwarzania życiorysów (tutaj aspekt kronikarski). 12 historii zasłużyło na zapisanie w naszej zbiorowej czytelniczej świadomości. Każda niesie z sobą coś unikatowego, każda pozwala na dotarcie do specyficznych obserwacji – czy to dotyczących okresu historycznego, czy też samego obozu. Pod tym względem jest to cenny materiał, który zyskuje na wartości jeszcze bardziej, gdy uświadomimy sobie, iż wiele z podobnych relacji przepadło na zawsze wraz ze śmiercią więźniarek, do których nie zdążyli dotrzeć historycy. Zwróćmy także uwagę na dość bogatą kolekcję zdjęć archiwalnych (najczęściej z archiwów rodzinnych tytułowych „dziewcząt”), które dobrze komponują się z poszczególnymi historiami, stanowią dodatkowe źródło wiedzy i posiadają adekwatną wartość dokumentalną. Wreszcie ostatnia rzecz, która rzuciła mi się w oczy – zmienność ludzkich losów. Polecam dokładne zapoznanie się z ostatnią częścią opowieści Walentyny Nikodem, w której jak w soczewce odbijają się losy Polaków, Niemców i Rosjan (niemal w stereotypowy sposób!). Tym bardziej żałuję, że całość nie została skwitowana fachowym komentarzem, bo taki potencjał trzeba w pełni wykorzystać.

Ocena: