„Dziennik Reni Spiegel” – recenzja książki

Rok wydania – 2020

Autor – Renia Spiegel

Wydawnictwo – Prószyński i S-ka

Liczba stron – 392

Tematyka – zapiski młodej dziewczyny, której dorastanie przypadło na czas brutalnej niemieckiej okupacji i Holocaustu. Zagłada była dla niej tłem do wnikliwych, niezwykle dojrzałych obserwacji.

Dziennik Anny Frank jest bez wątpienia jednym z najważniejszych dokumentów, jakie powstały podczas II wojny światowej. Jego moc ukryta jest nie tyle w zawartości, co w ogromnym ładunku emocjonalnym i symbolice – cierpienia i eksterminacji. Zapiski holenderskiej dziewczynki, która w 1945 roku zmarła w niemieckim obozie koncentracyjnym w Bergen-Belsen w wielu krajach weszły do kanonu lektur. Przez wiele lat zastanawiałem się, jak to jest, że w Polsce nie było podobnego przypadku literackiego. W końcu, to przecież siła brutalnej okupacyjnej statystyki, to właśnie na naszych ziemiach Niemcy wymordowali miliony Żydów, bezlitośnie prześladując ich przez ponad pięć lat. To właśnie w Polsce ukrywanie ludności żydowskiej – nierzadko całych rodzin – było powszechnym obrazem okupacyjnej codzienności. Fakt, że o tym myślałem nie wynikał z chęci licytowania się na to, kto ma lepszą Annę Frank, choć wiem, że niektórzy właśnie z takich kategoriach będą chcieli postrzegać dziennik Reni Spiegel, wykorzystując jej dramat do udowadniania – czasem wręcz w kategoriach politycznych – że to w Polsce cierpiało się najbardziej. Cierpienie nie powinno podlegać prostej gradacji. Z kolei my, czytelnicy, powinniśmy się wykazać przede wszystkim wrażliwością i nie zapominać, że mierzymy się z historią kilkunastoletniej dziewczyny.

Już na wstępie odnotować należy, co stanowi o sile dziennika. Pierwsze zdania zapisane przez Renię Spiegel pokazują nam, z jak wrażliwą, ale i mądrą osobą mamy do czynienia. Kolejne strony tylko potwierdzają te wstępne intuicje – Renia była uważnym obserwatorem otaczającej ją rzeczywistości. Jej dziennik nie jest nasączony odniesieniami do historii II wojny światowej, Renia nie jest ani historykiem, ani wybitną intelektualistką, która zapragnęła zostawić przyszłym pokoleniom własną wizję świata. Tym, co porusza mnie w jej dzienniku, jest prostota. Piękna, nieudawana, może i odarta z wielkich słów, ale broniąca się każdą kolejną stroną, na której odbite zostało cierpienie całego pokolenia. To po prostu podróż do tragicznej przeszłości, w ramach której możemy podzielić choć cząstkę dramatu, jaki spotkał Renię, jej najbliższych, rówieśników. Wojna, wkroczenie Sowietów, potem niemiecka ofensywa i prześladowania na skalę wcześniej niespotykaną.

Pamiętajmy, że Renia jest przede wszystkim nastolatką. Młodą dziewczyną, która przeżywa pierwszą miłość, czasem sprzecza się z koleżankami i, jak to przy pamiętniku, wszystko skrzętnie odnotowuje. Nie wiem zupełnie dlaczego, ale dałem się wciągnąć w ten świat. Może dlatego, że miałem poczucie, iż jako spadkobiercy tamtego pokolenia jesteśmy winni naszym przodkom wysłuchanie ich historii. Stosunkowo dobrze znane są w Polsce opisy wojennej rzeczywistości z perspektywy młodych członków Polskiego Podziemia. Zaczytujemy się w „Kamieniach na szaniec”, nieźle znamy Bratnego i jego „Kolumbów”. Myślę, że mamy pewien deficyt historii żydowskich, ukazujących nieco inną perspektywę cierpienia, ale i perspektywę życia, z czym wiąże się cały bagaż kulturowy i społeczny. Jak się bliżej temu przyjrzymy, okaże się, że pochodzenie, religia nie mają wielkiego znaczenia, bo w obliczu dorastania i młodzieńczych rozterek wszyscy jesteśmy podobni.

Zastanawiałem się niedawno, jak ja, jako recenzent, mogę wydawać opinię na temat książek takich jak ta. Bo cóż tu mogę dodać? Że narracja nie taka? Że przydałoby się więcej odniesień do jakiegoś konkretnego tematu? Broń Boże. Zapiski Reni są dokumentem w najczystszej postaci. Ich wartość trudno przecenić, a ja mogę się tylko cieszyć, że Wydawnictwo Prószyński i S-ka postanowiło sięgnąć po taką perełkę i „podarować Renię” polskim czytelnikom.

Ocena: