„Droga lodowa” – recenzja książki

Rok wydania – 2013

Autor – Stefan Waydenfeld

Wydawnictwo – Rebis

Liczba stron – 464

Seria wydawnicza – Brak

Tematyka – losy polskich uchodźców w Związku Radzieckim opowiedziane z perspektywy rodziny Waydenfeldów.

We wrześniu 2013 roku ukazała się kolejna książka poświęcona losom polskich uchodźców, którzy w okresie II wojny światowej przebyli niezwykle trudny szlak, nierzadko tocząc dramatyczną walkę o przetrwanie. Epopeja losów polskich emigrantów została opowiedziana z perspektywy Stefana Waydenfelda, który zdecydował się na spisanie wspomnień z tego okresu. Data premiery nie została wybrana przypadkowo – kolejna rocznica agresji Związku Radzieckiego na Polskę skłania do smutnej refleksji – czerwony okupant wcale nie był lepszy od brunatnego.

Książka została przygotowana przez Dom Wydawniczy Rebis, który w ostatnich latach dość często sięgał po tego typu historyczne relacje, żeby przypomnieć „Biez wodki”, „Bez dachu” czy „Kiedy Bóg odwrócił wzrok”. Nie ulega wątpliwości, iż każda z historii zasługuje na przypomnienie, choć większość koncentruje się na tym samym problemie. Trzeba jednak mieć na uwadze liczbę Polaków wysłanych przymusowo na wschód. Wtedy „Droga lodowa” i podobne publikacje faktycznie będą soczewkami, w których odbijają się losy setek tysięcy deportowanych obywateli Polski.

„A więc wojna” można by rzec na początku lektury. Najpierw krótki wstęp i kilka migawek z przedwojennej Polski. Sielanka zakłócona przez wybuch wojny. Szybko dowiadujemy się, jak funkcjonował radziecki aparat przymusu. Rodzina Waydenfeldów, przedstawiciele polskiej inteligencji, została deportowana w głąb Związku Radzieckiego, gdzie właściwie całą familię przydzielono do prac leśnych. Obserwujemy, jak wyglądała codzienność na „nieludzkiej ziemi”, gdzie każdy dzień mógł być ostatni. Głód i chłód, nieustanna walka o przetrwanie i konkurencja współtowarzyszy niedoli. Niewątpliwie dużą zaletą publikacji jest prawda i brak oczywistych przemilczeń. Waydenfeld nie stara się kreować bohaterskiego wizerunku ciemiężonego Polaka, choć dokładnie i dosadnie opisuje okrucieństwa Sowietów. Jednocześnie zachowuje szczerość osądów, opisując sytuacje walki o przeżycie z rodakami, przykłady załamań i bolesnych słabości. Prawdziwość historii zasadza się na szczerości. Jest czas na intymność i zwierzenia. Jest także odrobina pisarskiego polotu i kilka kwiecistych epitetów („kariera mołotobojca”). Są chwile radości i bolesne rozczarowania. Jest tułaczka i nieustanne upokorzenie. Autor próbuje tłumaczyć motywy nieludzkich zachowań współwięźniów, słusznie stwierdzając, iż w tak ekstremalnych warunkach ciężko oczekiwać humanitarności. A przecież i tej nie brakowało. Z kart książki trudno wyczytać jawną skargę pod adresem losu. Waydenfeld stara się pokazać, iż sytuacja ta nie załamała go i była jednym z etapów życia. Nie wiem, czy nie wolałbym, by pisarz wykrzyczał wprost, że nienawidzi swoich oprawców, że chciałby, by odpokutowali swoje winy. Podczas czytania miałem nieustanne wrażenie niedopowiedzenia, choć mogło ono wynikać z indywidualnego odbioru i przekonań.

Wydaje się zatem, że czytelnicy odnajdą w książce wiele historycznych smaczków, ogromną ilość emocji, a dodatkowo zmuszeni będą do refleksji. Niewątpliwie przemawia to za „Drogą lodową”, choć nie da się ukryć, iż temat ten opisywano już wielokrotnie i każda kolejna książka niesie ze sobą sporą dawkę powtarzalności. Wspomnienia często mają to do siebie, iż ciężko w nich o oryginalność, a przecież nie chcielibyśmy by autor zmieniał bieg historii. To świadectwo jest jednak ważne ze względu na to, co powiedzieliśmy na początku. Niejako odzwierciedla losy całego narodu, będąc odbiciem determinacji i hartu ducha Polaków, których nie złamała ani II wojna światowa, ani „nieludzka ziemia”.

Ocena: