„Czerwony snajper” – recenzja książki

Rok wydania – 2018

Autor – Jewgienij Nikołajew

Wydawnictwo – RM

Liczba stron – 200

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – mocno propagandowe wspomnienia sowieckiego snajpera, który ukazuje kulisy służby oraz snajperskiego fachu – mimo iż robi to w sposób przerysowany, daje czytelnikom wyobrażenie o służbie strzelców wyborowych.

Wydawnictwo RM kilkukrotnie udowadniało, że ma ,,dobrą rękę” do wyszukiwania interesujących wspomnień z czasów II wojny światowej. Seria ,,Sekrety Historii” udowodniła także, że czytanie o przeszłości może być niezmiennie interesujące i zaskakujące. Relacja Jewgienija Adrianowicza Nikołajewa nieźle wpisuje się w ten schemat, choć można mieć do niej sporo zastrzeżeń, głównie w warstwie merytorycznej i w kontekście wiarygodności. Jeden z najsłynniejszych radzieckich strzelców wyborowych to znakomite źródło wiedzy na temat służby snajperów, a na marginesie także funkcjonowania totalitarnego reżimu. Swoiste ,,pranie mózgu”, jakie przeszedł przy okazji działalności w NKWD odzwierciedla siłę propagandy i ułomność jednostki w obliczu tyranii systemu.

Zacznijmy może od tego, kim właściwie był Nikołajew. Zasłynął ustanowieniem jednego z najlepszych wyników wśród radzieckich strzelców wyborowych. Na jego koncie znalazły się 324 zastrzelenia, które zanotował głównie w pierwszej fazie walk o Leningrad. Siał popłoch wśród niemieckich żołnierzy, podobnie jak inni snajperzy z doborowych sowieckich jednostek. Wspomnienia Nikołajewa prezentują pewien elitaryzm, można odczuć, że snajperzy byli kimś wyjątkowym, choć ich służba określana była jako niezwykle wymagająca i trudna. Wszystko to stara się ukazać odbiorcom Nikołajew, przybliżając choćby kulisy swojego rzemiosła. Nie to jest jednak najbardziej fascynujące, przynajmniej z mojej perspektywy. Nikołajew był bowiem zdeklarowanym wyznawcą systemu. On zwyczajnie wierzył w komunistyczne ideały, a nawet najmniejsze starcia traktował na równi z wielką bitwą o ojczyznę i zniszczeniem faszystowskiego wroga (Niemców właściwie inaczej nie określa, co całkiem zrozumiałe w ustach członka NKWD).

Relacja Nikołajewa to propaganda w najlepszym/najgorszym sowieckim wydaniu. Propaganda, którą trzeba przyjmować z odpowiednim zrozumieniem, osadzona w pewnym kontekście historycznym. Czasem aż przecierałem oczy ze zdumienia, czytając, jak to ,,o słabych duchem nie mogło być mowy”. Nikołajew buduje jeden wielki pomnik radzieckiego żołnierza ginącego chwalebnie w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Pomnik wyolbrzymiony, ale niezwykle interesujący z poznawczego punktu widzenia. Oto bowiem najczystsza forma sowieckiego prania mózgów, które musieli przejść krasnoarmiejcy i enkawudziści. Zakładam, że lektura wzbudzi solidne emocje, szczególnie u osób wyczulonych na tak nachalną propagandę. Mają do tego prawo, ale muszą też zrozumieć, czym jest dokument historyczny, a tak właśnie należy zakwalifikować wspomnienia Nikołajewa.
W tym kontekście żałuję nieco, że Wydawca nie pokusił się o szerszy komentarz do książki. Szkoda, była okazja do rozszerzenia nieco opowieści ,,czerwonego snajpera” i opatrzenia jej fachową analizą. Niezależnie od tego uważam ją za wartościową jako interesujący dokument historyczny, który prezentuje obraz zarówno pola walki, życia w oblężonym Leningradzie, żołnierskiej codzienności, służby snajpera i wreszcie wizji Związku Radzieckiego z perspektywy osoby z wewnątrz, reprezentanta systemu. Jeśli nie przeszkadza nam, że narracja będzie oparta na propagandowych bredniach i będziemy potrafili wybrać z niej to, co cenne i przydatne do chłodnej analizy, można czytać bez przeszkód.

Ocena: