„Blitzkrieg 1939. Marsz na Warszawę” – recenzja książki

Rok wydania – 2011

Autor – Leo Kessler

Wydawnictwo – Erica

Liczba stron – 330

Seria wydawnicza – Batalion Szturmowy SS

Tematyka – fabularyzowana historia walki o sekret niemieckiej Enigmy oraz napaści wojsk hitlerowskich na Polskę.

Po Böhlerze, który miał mi zaprezentować historię kampanii wrześniowej z niemieckiej perspektywy, trafiła do mnie kolejna publikacja poświęcona temu samemu okresowi napisana przez autora zza naszej zachodniej granicy. W tym drugim wypadku przybysz miał do przebycia nieco dłuższą drogę, by trafić pod strzechy polskich domów. Wydawać się może, iż nic obu panów nie łączy – ani styl, ani zakres poruszonych zagadnień, ani nawet fachowość. Warto jednak zwrócić uwagę na tematykę. Panie i Panowie, Leo Kessler powraca nad Wisłę. Ba, można nawet rzec, że „maszeruje na Warszawę”.

„Blitzkrieg 1939” jest powieścią historyczną przygotowaną przez Wydawnictwo Erica. Styl pozostaje niezmienny – ot, zwykła książka z fajnym projektem graficznym okładki. Nic poza tym, wobec czego nie ma się nad czym rozpisywać. Lepiej skoncentrować się na tym, co ważniejsze, a więc zawartości merytorycznej.

Brytyjski historyk i pisarz, autor kilkudziesięciu powieści wojennych przetłumaczonych na wiele języków – tak mówi okładka – i, jak zwykle, robi na mnie wrażenie. Fenomen Kesslera analizowałem już tyle razy, że właściwie nie ma sensu po raz kolejny zagłębiać się w jego dorobek literacki. Dla miłośników książek historycznych jest on postacią legendarną. Co więcej, zdarzyło mi się widzieć czytelnika pochłoniętego lekturą w jednym z krakowskich tramwajów. No dobra, akurat to zdarzenie zmyśliłem. Ale, przecież, tak mogło być! Na tym samym założeniu opierają się książki pisane przez Kesslera. Jest on reprezentantem beletrystyki, której podstawą są fabularyzowane opowieści oparte na wydarzeniach z przeszłości. Kessler zaistniał dzięki serii poświęconej niemieckiemu Batalionowi Szturmowemu SS. Tym razem także poczytamy o żołnierzach naszego zachodniego sąsiada, tyle że już w nieco innej konwencji historycznej. Oczywiście, SS-mani pojawią się znowu, jednak wypełnią oni ledwie część fabuły powieści. Pozostała została poświęcona zmaganiom wywiadowców reprezentujących różne strony konfliktu, których zadaniem jest rozwiązanie tajemnicy Enigmy. W efekcie, jako czytelnicy, zostajemy uwikłani w bezwzględną walkę, która niekoniecznie toczyć się będzie na standardowym froncie. Ta dwoistość fabularna może być złudna, bowiem u Kesslera akcja toczy się tak szybko, iż wszystko zlewa się w całość, zazębiając. Osobiście bardziej przypadły mi do gustu perypetie żołnierzy Batalionu Wotan niż Anglików Fflukesa i Bulla, jednak może być to kwestia ostrzejszych dialogów, nasączonych nieco innym językiem. Oczywiście, wymianom uwag między Brytyjczykami nie można odmówić uroku, a czytelnicy z pewnością będą zachwyceni poczuciem humoru autora, który pod względem stylistyki wykazuje się najwyższym kunsztem.

Próby narzekania na Kesslera z reguły kończą się tragicznie, bo ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Ten gość ma po prostu niezwykłą umiejętność wpadania na kolejne książkowe pomysły, które sprawiają, iż jego książki czyta się jednym tchem. Niektóre sceny zapierają dech w piersi (przesłuchanie Zygmunta i jego pytanie o czas – majstersztyk), choć nie zawsze muszą być w stu procentach oryginalne. Bull i Fflukes na dłuższą metę są nieco irytujący. Ot, dwaj wkurzający Brytole, z których żaden nie ma za grosz potencjału Jamesa Bonda, a powodzenie ich akcji zależy głównie od przypadku. Momentami miałem wrażenie, że ich dialogi wieją sztucznością i są jakby oderwane od całości fabuły. Jest to jednak, czego nie ukrywam, dość subiektywny odbiór, wobec czego wypracowanie opinii pozostawiam każdemu czytelnikowi z osobna. W niektórych chwilach można również odnieść wrażenie, iż Kessler celowo spowalnia tempo akcji. Nie wiem, czy był to zabieg przemyślany, czy też autorowi brakowało pomysłów na wypełnienie całej książki. Na pewno jednak umiejętnie przenosi nas w świat wojny, opisując ją oczami żołnierza. Trudno się temu dziwić, w końcu szlify zdobywał na froncie. Nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, iż brytyjski pisarz miał w swoim dorobku bardziej udane publikacje. Nie jest to wyraz rozczarowania, raczej zadumy nad umiejętnością bycia na topie non-stop.

Po lekturze „Blitzkriegu 1939” Kessler z pewnością nie spadnie z piedestału. Polscy czytelnicy, którzy zdążyli się już zakochać w jego pełnym brawury stylu po raz kolejny docenią mistrzowską rękę pisarza. Ostatnia z wydanych u nas powieści nosi jednak ślady zmęczenia materiału, co w jakiś sposób może przemawiać na jej niekorzyść. Wydaje się jednak, iż jakakolwiek zniżka formy w przypadku Kesslera nie odgrywa znaczącej roli przy okazji spadku jakości, stając się jedynie niewiele znaczącym mankamentem, który wyłapią tylko wierni fani jego historycznej serii.

Ocena: