„Alan Turing: Enigma”- recenzja książki

Rok wydania – 2014

Autor – Andrew Hodges

Wydawnictwo – Albatros

Liczba stron – 751

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – biografia angielskiego matematyka, który przyczynił się do złamania szyfru Enigmy.

Historia łamania kodu Enigmy jest niewątpliwie jednym z najciekawszych wątków II wojny światowej. Bitwa wywiadów, kryptologów, niezwykłe dokonania naukowców – wszystko to, nawet 70 lat po zakończeniu konfliktu, wciąż wzbudza wielkie emocje. Dla Polaków emocje tym większe, że w operację zaangażowani byli rodzimi matematycy, których osiągnięcia po wojnie skutecznie bagatelizowano, a wręcz zepchnięto na całkowity margines. Z ogromnym zaciekawieniem przyjąłem zatem informację o ukazaniu się książki „Alan Turing: Enigma”, której przygotowaniem zajęło się Wydawnictwo Albatros. Ten cenny materiał, napisany przez angielskiego matematyka Andrew Hodgesa, miał być kolejną fascynującą lekturą, a jednocześnie intrygującą historyczną przygodą.

Gdy przyglądamy się historii polskich kryptologów, nietrudno o konkluzję, że zostali przez zachodnich historyków skrzywdzeni. Skazani na zapomnienie przez lata wegetowali gdzieś na rubieżach świadomości czytelników. Alan Turing nie miał wiele więcej szczęścia, przy czym jego dramat rozgrywał się na innej płaszczyźnie. Oskarżony o homoseksualizm najpierw został poddany pseudomedycznym zabiegom, by następnie popełnić samobójstwo. Ot, realia lat pięćdziesiątych, gdy nie do pomyślenia było deklarowanie odmiennej seksualności, a co dopiero mówić o publicznym afiszowaniu się ze swoją orientacją. Turing nigdy się o to nie starał, ale jako osoba publiczna poddany był presji szczególnej. Jeden z największych bohaterów II wojny światowej odszedł z tego świata niedoceniony, zhańbiony i potępiony.

Andrew Hodges, czując wyraźną więź ze swoim kolegą po fachu (Turing był wybitnym matematykiem, który parał się kryptologią), postanowił złożyć mu hołd w postaci nieźle skomponowanej biografii. Pisarz udanie połączył niezły, przystępny styl z narracyjną dokładnością. Nie pomija żadnego ważnego aspektu życia Turinga, koncentrując się nie tylko na jego naukowych dokonaniach, ale i życiu osobistym. Stawia go w nieco innym świetle, przez co dotychczasowe postrzeganie matematyka jako bohatera wojennego zaangażowanego w łamanie kodu Enigmy staje się elementem pobocznym, jakby dodatkiem do masy informacji, o których nie mieliśmy do tej pory pojęcia. Sęk w tym, że wiadomości te dotyczą głównie kariery naukowej, co rzutuje na przyjemności odbioru znacznej części rozdziałów. Hodges wciąż sam pozostaje matematykiem, wobec czego jego fascynacja bohaterem książki jest odpowiednio ukierunkowana. Kwestie zawiłe stara się tłumaczyć laikom z dużą dozą cierpliwości. Mimo iż specjalistyczne zagadnienia zostały ograniczone, wypełniają sporo kart książki i dla niektórych mogą być trudne do strawienia. Hodges je rozumie, ja nie. Bądźmy jednak szczerzy, o Turingu nie da się mówić bez wzorów, algorytmów i teorii, w końcu dał on początek informatyce i pracom nad sztuczną inteligencją.

Warto jednak podkreślić, że na Turinga wreszcie trzeba spojrzeć nie jak na maszynę, lecz jak na człowieka. Targanego namiętnościami, nieszczęśliwego, naznaczonego przez los i współcześnie żyjących ludzi. Jego wkład w dorobek naukowy ludzkości jest ogromny, a mimo tego czegoś w jego życiu brakowało. Szczęścia? Spełnienia? Trudno ocenić. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę smutny koniec naukowca, bulwersujący proces szargający reputację bohatera, dojdziemy do konkluzji, iż służba dla kraju dała początek jego karierze, a później – poprzez wystawienie go na ostrzał opinii publicznej – boleśnie ją zakończyła. Współczujący Turingowi Hodges nie do końca potrafił krytycznie spojrzeć na samą postać. Dał się porwać uwielbieniu dla swojego bohatera, które w oczywisty sposób przytłumiło jego spostrzegawczość i obiektywizm. Spłycenie zakończenia pokazuje, że matematyk nie chciał wdać się w szerszą dyskusję i wolał rozwinąć wątki, które są mu dobrze znane z racji doświadczenia naukowego. A szkoda, bo Turing jest niezwykle ciekawym obiektem badawczym z punktu widzenia psychologii czy socjologii.

Jak zwykle w przypadku opracowań zachodnich autorów, co bardziej wyczuleni czytelnicy dostrzegą zbagatelizowanie sprawy polskiej. O naszych kryptologach tradycyjnie już nie mówi się w ogóle bądź mówi się niewiele. W zamian za to dostajemy całkiem niezły opis działania brytyjskich kryptologów, wraz z prezentacją ich placówki wywiadowczej. Marne to pocieszenie dla tych, którzy liczyli, że Marian Rejewski i spółka zostaną docenieni przez Andrew Hodgesa.

„Alan Turing: Enigma” to książka niewątpliwie wartościowa, choć odznaczająca się szeregiem braków, których autorowi wybaczyć nie można. Nieźle skomponowana publikacja odsłania kulisy działalności Alana Turinga, przy czym uwypukla wątki naukowe, nie koncentrując się tak mocno na życiu prywatnym matematyka. A szkoda, bo Turing był postacią nietuzinkową, a jego życie stanowiło niezwykle ciekawy materiał na nieco inaczej pomyślaną publikację. Myślę jednak, że Hodgesa należy docenić za to, co zrobił w kontekście budowania nowego wizerunku angielskiego geniusza. Po wielu latach miłośnicy historii spojrzą na Turinga w nieco dokładniejszy sposób, przypominając sobie o jego ogromnym wkładzie w końcowe zwycięstwo nad machiną wojenną III Rzeszy i rozwój nauk matematycznych.

Ocena: