„1945. Polowanie na niemieckich naukowców”- recenzja książki

Rok wydania – 2013

Autor – Sean Longden

Wydawnictwo – RM

Liczba stron – 370

Seria wydawnicza – Sekrety Historii

Tematyka – opracowanie poświęcone działalności brytyjskiego oddziału T-Force.

Oficjalne zakończenie II wojny światowej tylko w teorii położyło kres działaniom podejmowanym w latach 1939-45. Rozpoczął się bowiem okres trudnych rozliczeń – zarówno od strony wojskowej, politycznej, jak i prawnej. Jedni pieli się po szczeblach kariery, wybijając na spektakularnych frontowych sukcesach. Inni szli na dno, odpowiadając za rozmaite przewinienia. Kartoteki niemieckich dygnitarzy zapełniono z łatwością i szybko rozpoczęto polowanie na ukrywających się nazistów. Poszukiwania nie miały na celu jedynie doprowadzenie winnych przed oblicze sądu. Nie wszyscy niemieccy działacze mieli tam dotrzeć.
Angielski pisarz Sean Longden jako jeden z pierwszych zainteresował się historią oddziału specjalnego T-Force, który w ostatnich miesiącach II wojny światowej zajmował się przechwytywaniem niemieckich naukowców. Wydana w 2009 roku książka dotarła do polskich czytelników za sprawą Wydawnictwa RM, które po raz kolejny zdecydowało się sięgnąć za kulisy historii i odkryć jej kolejne sekrety. Pod względem wydawniczym książka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nieliczne zdjęcia archiwalne wrzucono obok tekstu, ale nie są specjalnie atrakcyjne. Przypisy wyrzucono na koniec książki, co i tak jest lepszym schematem niż ten, który zastosowano przy okazji „Hitlerjugend. Dzieci Hitlera”, gdzie zamieszczono je na koniec każdego rozdziału. Tłumaczenie nie jest złe, choć sam język nie porywa. Całość, być może ze względu na dość ciekawą tematykę, czyta się jednak płynnie, wobec czego pod względem redakcyjnym nie można mieć większych zastrzeżeń.
Program rozwoju niemieckiej nauki już podczas II wojny światowej interesował przeciwników III Rzeszy. Niemieccy naukowcy wykazywali się kunsztem i inwencją twórczą, a kolejne prototypy broni, jakie wychodziły spod ich ręki, siały postrach wśród aliantów. Nie ma zatem niczego dziwnego w zainteresowaniu sprzymierzonych właśnie tym aspektem działalności hitlerowców. Naukowcy stanowili łakomy kąsek ze względu na ich wyobraźnię i doświadczenie zdobyte w trakcie trwania konfliktu. Pozyskanie ich do współpracy mogło stać się bodźcem do rozwoju zachodniej techniki, nie tylko wojskowej. Nie może zatem dziwić pomysł alianckiego dowództwa, które powołało do życia oddział specjalny T-Force, którego głównym zadaniem było prowadzenie tajnych operacji i przenikanie za linie wroga, a w ostatnim okresie wojny także wyłapywanie niemieckich naukowców i „namawianie” ich do współpracy z Brytyjczykami. W proces tworzenia jednostki aktywnie zaangażował się Ian Felming, który ponoć miał tam czerpać wzorce do opowieści z serii o Jamesie Bondzie. Ile w tym prawdy, nie wiadomo, ale anegdotka na pewno dodaje historii smaczku. Podobnych wtrąceń jest więcej, bowiem Longden nie stroni od ciekawostek i krótkich opowiastek, które niewiele wnoszą do tematu, ale ubarwiają nieco relację. Widać, że przy pracy nad książką musiał mieć lekki problem z dokonaniem wyboru między preferowanymi stylami. Cała historii wymaga rzetelnego podejścia i gruntownego przerobienia tematu, jednocześnie jednak nie można się oprzeć pokusie pisania „dreszczowca”. W efekcie dostajemy kompilację dwóch stylów, co nie zawsze wychodzi książce na dobre. Drażniły mnie nieustanne przypowiastki, przez które traciłem główną linię narracyjną. Cała historia T-Force została spłycona. Publikacja nie jest bowiem rzetelnym opracowaniem historycznym i brakuje w niej detali, suchych faktów. Nie ulega jednak wątpliwości, iż czyta się ją całkiem nieźle, na co wpływ ma pewnie sensacyjne zacięcie autora.
Nie można także spłycić zakresu tematycznego książki. Longden odwołuje się bowiem do regularnych działań wojennych, wyścigu aliantów z Sowietami i meritum, czyli dokonań niemieckich naukowców i ich powojennej przyszłości. Rywalizacja z Rosjanami wydaje się być czymś niezwykłym w kontekście sojuszniczych stosunków (podkradanie „Ruskim” Niemców – standard). Ba, momentami miałem wrażenie, że to ZSRR, a nie III Rzesza, był głównym wrogiem aliantów zachodnich! Paradoksalnie w historii T-Force najbardziej brakowało mi ostatniego z wymienionych wcześniej elementów. Pierwsza część książki niewiele mówi nam o sprawach naukowo-technicznych. Mamy za to smaczek w postaci Kilonii (majstersztyk, choć może nieco podkolorowany). Dopiero w drugiej akcja się rozkręca i docieramy do niemieckich naukowców. In plus zaliczyć trzeba wytrwałość autora w poszukiwaniach świadków tamtych wydarzeń. Jako że część brytyjskich archiwów pozostaje zamknięta, musiał on posiłkować się relacjami żołnierzy, których ochoczo cytuje. Momentami na kartach książki panuje lekki chaos, brakuje też większej ilości odniesień do spraw stricte naukowych. Humaniści z dowcipów nie będą się musieli czerwienić, nie rozumiejąc zagadnień z zakresu fizyki i chemii, ale nie da się ukryć, że przydałoby się nieco więcej specjalistycznych informacji, choćby dla lepszego rozeznania w zaawansowaniu niemieckich programów naukowych. Longden uparcie je pomija, co nie służy merytoryce książki.
„Polowanie na niemieckich naukowców” to publikacja o dużym potencjale, który częściowo został zaprzepaszczony. „Częściowo”, bo Longden umiejętnie wprowadza nas w świat tajemnic T-Force i odkrywa nieznane do tej pory obszary historii. Nie dotarł jednak do sedna i wyraźnie spłycił swoją narrację, koncentrując się na pogoni za sensacją, a nie rzetelnej pracy historyka. W efekcie dostajemy produkt dobry do czytania, ale kiepski do analizy. Wydaje się jednak, iż czytelnikom przypadnie do gustu. W końcu, chłopaki z T-Force stanowili pierwowzór dla Jamesa Bonda! Można by z tego nakręcić niezłe sceny, gdy Daniel Craig ogłusza Hahna albo Kramera i pakuje ich do bagażnika Dużego Fiata, wywożąc na Zachód, pomimo wściekłości sowieckich zakapiorów…

Ocena: