„Z historią za pan brat” — Igor Witkowski

Często mam okazję korespondować z autorami publikacji, które recenzuję. To właśnie przy okazji tworzenia tego typu tekstów zaczynam interesować się sylwetką danego twórcy, koncentrując się na jego dorobku i doświadczeniu. Czasem zdarza się jednak, że sława autora wyprzedza książkę, która trafia w moje ręce. Postać Igora Witkowskiego poznałem przy okazji działalności na rozmaitych forach internetowych poświęconych II wojnie światowej. Już pierwsze wrażenia pokazały, że człowiek ten wzbudza sporo emocji.

Gdy zdecydowałem się przygotować dział „Z historią za pan brat”, wiedziałem, że jednym z bohaterów moich artykułów będzie Igor Witkowski. Wtedy nie miałem jeszcze do czynienia z jego publikacjami, choć zapoznałem się z kilkoma tekstami, które opublikował w Internecie. Jak już mówiłem, jego osoba wzbudzała i nadal wzbudza liczne kontrowersje. Nierzadko są one przyczyną zajadłych kłótni toczonych przez miłośników historii. Wszystko rozchodzi się o tematykę prac Igora Witkowskiego, która, co tu dużo kryć, jest wyjątkowo nietypowa. Autor ten poświęcił swoje badania przede wszystkim rozwikłaniu zagadek i tajemnic związanych z produkcją broni w nazistowskiej III Rzeszy. Miłośnicy teorii spiskowych znaleźli w nim swoistego orędownika „sprawy”. Ci, dla których gry komputerowe pokroju Wolfensteina wyznaczają alternatywną wizję historii (dość ekstremalną, co tu dużo gadać) w książkach Witkowskiego znajdują przynajmniej częściowe potwierdzenie swoich tez, domysłów i spekulacji. Jest jednak inne grono czytelników – takich, którzy nijak nie dają się przekonać do spektakularnych hipotez i odważnych haseł. I to właśnie między tymi dwiema grupami trwają zażarte spory. Kto ma rację? To już każdy czytelnik powinien rozstrzygnąć samodzielnie, wchodząc w świat przeszłości kreowany przez Igora Witkowskiego.

Igor Witkowski urodził się w 1963 roku w Warszawie. Zawodowo związał się dziennikarstwem. Szło mu na tyle dobrze, że objął stanowisko naczelnego redaktora w miesięczniku „Technika Wojskowa”. I to właśnie technika wypełnia znaczną część jego życia. Realizuje się, publikując dziesiątki rozmaitych artykułów z zakresu wspomnianej tematyki. Jego pierwsza książka, „Czołgi świata”, ukazała się w 1992 roku i szybko zyskała sobie rzesze zwolenników. W tym czasie Witkowski trudnił się dziennikarstwem. Wreszcie zdecydował się na niewielką zmianę profesji, o czym sam mówi: „Moje zainteresowanie historią było w dużej mierze wynikiem przypadku. Przez dłuższy czas, na początku lat dziewięćdziesiątych, pisałem o współczesnej technice wojskowej i znajomy namówił mnie na napisanie książki o niemieckich tajnych broniach. Podszedłem do tego niechętnie i dopiero po dłuższym czasie dotarło do mnie, że jest to bardzo ciekawe zagadnienie, pełne białych plam i warto przyjrzeć się mu bliżej”. Historia rzeczywiście stała się jego wielką pasją, co udowodnił, publikując 15 książek poświęconych rozmaitym problemom oraz ponad 100 artykułów poświęconych głównie technice wojskowej oraz wydarzeniom z przeszłości. Do szerszego grona czytelników trafił jako autor poczytnych publikacji zajmujących się problematyką badań i produkcji tajnej broni w hitlerowskich Niemczech. Witkowski szybko dał się poznać jako autor niezwykle płodny. Na księgarnianie półki trafiały kolejne jego książki, które znikały równie szybko, jak się pojawiały. Dla miłośników twórczości tego autora szczególnie urodzajnym okresem jest ostatnie 10 lat, kiedy to ukazały się najbardziej znane z publikacji Witkowskiego, w tym „Czwarta Rzesza. Poszukiwania fortuny nazistów”, dwutomowa „Prawda o Wunderwaffe” czy „Kod Hitlera”. To ledwie kilka tytułów z bogatego dorobku pisarza. W jego pracach bardzo łatwo dostrzec spore zainteresowanie fizyką oraz ufologią, co z kolei zbieżne jest z wykształceniem autora. Nie ulega wątpliwości, iż kolejne książki sygnowane podpisem Igora Witkowskiego ukazywać się będą także w kolejnych latach. O planach wydawniczych bohatera działu „Z historią za pan brat” opowiemy za chwilę.

Wróćmy teraz do kwestii kontrowersji, jakie wzbudza twórczość Witkowskiego. Warto powiedzieć, iż niektóre z jego tez mają charakter dość rewolucyjny. Szczególną sławą cieszą się domysły, jakoby III Rzesza dysponowała kolejnymi generacjami Wunderwaffe, w tym techniką antygrawitacyjną. Witkowski przedstawia rozmaite dowody na potwierdzenie tej teorii, jednakże natrafia na wiele głosów sprzeciwu. Nie przejmuje się jednak krytyką i po prostu robi swoje. Jak sam mówi, komentując liczne doniesienia o sceptykach: „Są to po prostu sprawy nowe, a ustosunkowanie się do przedstawianych przeze mnie cech wymaga jednak jakichś predyspozycji analitycznych i stworzenia sobie całości obrazu danego zagadnienia (a nie zwracania uwagi na oderwane od siebie szczegóły), a to najwyraźniej nie jest takie proste”. Oczywiście, coś, co jest nowe i tak mocno odbiega od standardowych informacji, musi burzyć obraz historii w dotychczasowym wydaniu i wzbudzać spore emocje. Podążając tropem doniesień z książek Witkowskiego, zacząłem zastanawiać się, dlaczego tak wspaniała technika antygrawitacyjna nie jest wykorzystywana w świecie dzisiejszym, skoro ponoć już Niemcy mieli do niej dostęp. Odpowiedź przemówi zapewne do tych, którzy z naukami ścisłymi nie są na bakier: „Jeśli chodzi o to dlaczego domniemana technika antygrawitacyjna (rozwinięta w III Rzeszy) nie jest dzisiaj wykorzystywana, to znowu mamy potwierdzenie tego samego problemu – mianowicie, że paradoksalnie również dla naukowców są to rzeczy trudne. Istnieje coś w rodzaju kanonu teorii Einsteina, i chociaż istnieją w naturze zjawiska pokazujące związki między grawitacją a fizyką kwantową, to jednak fizycy ich nie widzą z tego prostego powodu, że teoria Einsteina nie pozwala spojrzeć na grawitację w powiązaniu z fizyką kwantową. Nie ma teorii, nie można wykonać żadnych obliczeń i błędne koło się zamyka. Niektórzy oczywiście dostrzegają, że jest to droga do przełomu, ale dokonuje się to powoli, z oporami. Przyznają jednak, że powiązanie grawitacji ze światem kwantów będzie jednym z największych przełomów w fizyce XXI wieku. Paradoksalnie Niemcy już w czasie wojny mieli roboczą teorię profesora Jordana, która pozwalała osiągnąć tu znaczący postęp, ale została niemal zapomniana po wojnie”. Jak zatem widzimy, Witkowski bez trudu porusza się w świecie domysłów, hipotez, ale także prezentowanych przez siebie dokumentów. Jak sam mówi, spędził ogromną ilość w rozlicznych archiwach: „Zdobyłem wiele materiałów pokazujących zupełnie inny niż dotychczas znany obraz niemieckiej fizyki jądrowej. Pokazałem, że prace wielu kluczowych naukowców III Rzeszy ewidentnie ilustrują podążanie nieznanymi dotychczas tropami badawczymi”. Dzisiaj wydaje się, że z jednej strony jest to człowiek, który nie boi się mówić o swoich odkryciach i domysłach, z drugiej ktoś, kto większą część swojego życia poświęcił na realizowanie największych pasji, wśród których nauka wybija się na plan pierwszy. Niewątpliwie jest on również utalentowanym pisarzem, co udowadnia przy okazji kolejnych książek. Jego styl, świetna narracja oraz ciekawe przemyślenia przynajmniej zmuszają do refleksji, nawet jeśli czytelnik na całość spoglądać będzie „przez palce”.

Bohater naszej opowieści to człowiek niezwykle zapracowany. Znalazł jednak czas na udzielenie wyczerpujących odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania, co pokazuje, iż szanuje on każdego czytelnika i wszystkich zainteresowanych jego pracami. Prywatnie, poza pracą naukową, stanowi połączenie mola książkowego i człowieka niezwykle zainteresowanego poznawaniem świata. Udanie łączy to z życiem zawodowym. Na pytanie o ulubioną książkę, w lapidarny sposób określa samego siebie – książki wskazać nie może, bo zainteresowań ma tyle, że i lektur znalazłoby się co nie miara. Obok techniki wojskowej, historii czy ufologii ma również inne pasje. Wśród nich, o czym już mówiliśmy, na plan pierwszy wysuwają się podróże: „W swoim życiu odwiedziłem wiele krajów na różnych kontynentach, mam tam współpracowników i podróże dały mi wiele niezwykłych doświadczeń”. Jest też inne hobby: „Interesuję się również astronomią, kiedyś nawet robiłem teleskopy, teraz mam teleskop o średnicy 30 cm. Ostatnio byłem z nim w górach i pokazałem parę ciekawostek kilku znajomym, wszyscy byli pod dużym wrażeniem”. Dlaczego Igor Witkowski patrzy w gwiazdy? Czy wypatruje tam niezidentyfikowanych obiektów latających made in Third Reich? Niekoniecznie, choć obserwując umiejętności twórcze Witkowskiego nie byłbym zdziwiony, gdyby i na niebie wypatrzył temat na nową publikację.

Wreszcie wrócić musimy do tego, o czym już wspomnieliśmy mimochodem. Plany wydawnicze Igora Witkowskiego opierać się będą na kontynuowaniu dotychczasowej drogi publicystycznej. Możemy się zatem spodziewać dalszych badań nad Wunderwaffe, kolejnych śmiałych tez i zaskakującej dokumentacji. Nie ulega wątpliwości, iż następne tytuły po raz kolejny wstrząsną czytelnikami, jeszcze raz dzieląc ich na dwa obozy – poszukiwaczy przygód i sceptyków, niewzruszonych na argumentację autora. W 2010 roku do sklepów trafiła nowa książka Witkowskiego „Broń strategiczna III Rzeszy”. Wszystkich zainteresowanych po prostu odsyłam do lektury. Emocje gwarantowane. Nie zostaje zatem nic innego, jak pożegnać się z Igorem Witkowskim, który już na wiosnę wróci do świata historycznych tajemnic, po raz kolejny zabierając swoich czytelników w magiczną podróż do przeszłości.