„Życie jest piękne”

Rok premiery – 1999

Czas trwania – 116 minut

Reżyseria – Roberto Benigni

Scenariusz – Roberto Benigni i Vincenzo Cerami

Zdjęcia – Tonino Delli Colli

Muzyka – Nicola Piovani

Tematyka – oryginalne ujęcie Holocaustu – historia miłości i poświęcenia w świecie największej zbrodni.

Gdy zasiadamy do seansu filmowego, często nastawiamy się na relaks i odprężenie, spodziewając się jednak, że twórcy dzieła będą potrafili nas zaskoczyć. Wybredni widzowie nie znoszą nudy i przewidywalności. Nie cierpią oklepanych schematów i bezwartościowych powtórek. Liczą na show, fajerwerki i ambitne podejście do tematu. W 1999 roku świat zobaczył Roberto Benigniego skaczącego po krzesełkach podczas oscarowej gali. I wiedział już, że ten człowiek ma w sobie niezwykłą moc. W piętnaście lat później świat, być może już nieco inny, wciąż patrzy na jego arcydzieło, które stało się klasykiem wojennego kina.

„Życie jest piękne” to niezwykła opowieść o Holocauście. Guido Orefice wraz z synem Giosue trafiają do obozu koncentracyjnego. Ojciec, zdając sobie sprawę z zagrożenia, stara się odizolować syna od obozowych realiów, wmawiając mu, iż w rzeczywistości jest to gra dla dorosłych, w której główną nagrodą jest… czołg. Historia wydaje się lekko bezsensowna. Oto w świecie największych zbrodni na ludzkości włoski wieśniak bawi się beztrosko z synkiem, grając na nosie głupawym Niemcom. Paradoksalnie jest to największy atut obrazu. Oczywiście filmu nie można traktować dosłownie, lecz jako piękną opowieść o miłości, poświęceniu i determinacji, która pozwala wyjść z największych opresji. Przydługi wstęp także ma w sobie magię. Obserwujemy rozwój uczucia Guido i Dory, a także stopniowo wchodzimy w świat II wojny światowej i narastających niepokojów. Z nieba do piekła, wydawać by się mogło.

Głównym atutem obrazu, obok oryginalnego scenariusza Roberto Benigniego i Vincenzo Ceramiego, są kreacje aktorskie. Benigni pokazuje genialne wręcz rzemiosło. Każda scena z jego udziałem wydaje się być majstersztykiem. Wtórują mu Nicoletta Braschi i mały Giorgio Cantarini, który z zapałem wykrzykuje urocze „Buongiorno Principessa”. Benigni udanie łączy rolę zabawnego pajaca oraz kochającego męża i ojca. Jego reżyser tworzy artystyczny show, który następnie, już jako aktor, podstępnie kradnie. W świecie śmierci i okrucieństwa stanowi jasny punkt, ognik, całym sobą głosząc pochwałę dla życia. Już choćby z tego względu film może uchodzić za kontrowersyjny. O Holocauście nie zwykło się mówić w klimatach komediowych. Benigni robi to jednak z niezwykłą klasą, ukazując dramat prostego człowieka. Wychodzi poza ramy kanonu kina wojennego, kreując własny świat – oderwany od szarej rzeczywistości, ale wzruszający na każdym kroku.

Siła przekazu nie byłaby zapewne tak mocna, gdyby nie wspaniałe zdjęcia i doskonała muzyka (kolejny Oscar). Skomponowane przez Nicolę Piovaniego dźwięki jeszcze mocniej wciągają widzów w ten przedziwny świat. Kolejne przewijające się motywy są ucztą dla (d)ucha. Bez nich „Życie jest piękne” niewątpliwie straciłoby znacznie na wartości. Wracając do zdjęć, tutaj uwagę przykuwają włoskie pejzaże i ujęcia zabytkowej architektury. Wszystko to stonowane, nieprzesadzone i podane ze smakiem. Dopełniają one magię historii opowiadanej przez Benigniego.

„Życie jest piękne” z miejsca stało się jednym z moich ulubionych filmów. Nie mam wątpliwości, iż obraz ten fascynować będzie kolejnych widzów, wzruszając następne pokolenia kinomanów. A i historycy nie przejdą obok niego obojętnie. Mimo iż oryginalny i nierzeczywisty, pokazuje to, co w życiu najcenniejsze.

Ocena: