„Kanał”

Rok premiery – 1956

Czas trwania – 95 minut

Reżyseria – Andrzej Wajda

Scenariusz – Jerzy Stefan Stawiński

Zdjęcia – Jerzy Lipman

Muzyka – Adam Pawlikowski

Tematyka – historia żołnierzy walczących podczas Powstania Warszawskiego – opowieść o oddziale broniącym Mokotowa.

W 2009 roku obchodzić będziemy 65 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, kolejnego narodowego zrywu niepodległościowego, który zakończył się spektakularną klęską. W związku z tym coraz częściej pojawiają się pytania o zasadność rozpoczęcia walk o stolicę, o sens tragicznego boju, który oprócz zniszczenia miasta i śmierci kwiatu polskiej młodzieży nie przyniósł niczego. Spory historyczne zapewne nie zostaną rozstrzygnięte jeszcze przez lata, być może nigdy, jednak nie zmienia to faktu, iż Powstanie Warszawskie stało się niejako symbolem walki i męstwa, poświęcenia i ofiarności. Jest również doskonałym tematem do kolejnych produkcji filmowych, których kręcenie rozpoczęto krótko po wojnie. Zryw warszawiaków doczekał się wielu ekranizacji, jednak przez lata żadna z nich nie mogła doścignąć pierwowzoru filmowego przedstawienia walk o stolicę, który zrealizowano już w 1956 roku. Za reżyserię odpowiedzialny był nie kto inny, jak Andrzej Wajda, wtedy dopiero zyskujący sobie należny szacunek i uznanie świata filmowego. Jego „Kanał” wszedł jednak na stałe do kanonu polskiego filmu wojennego i w ponad pięćdziesiąt lat po premierze nadal zachwyca widzów.

„Kanał” to historia niewielkiego oddziału Armii Krajowej, który w ostatnich dniach września 1944 roku broni się na Mokotowie. Dowódca kompanii „Zadra” decyduje się na próbę przebijania z zagrożonej dzielnicy, widząc jedyną możliwość ratunku w przejściu na Śródmieście. Tam jeszcze trwają walki i być może będzie to jedyne miejsce, gdzie powstańcy nie zostaną wybici przez Niemców. Podwładni „Zadry” rozmaicie reagują na wieść o możliwości przebijania się kanałami. Są tacy, którym jest to na rękę, są i tacy, dla których całe poświęcenie, trud i wysiłek pójdą na marne, jeśli postanowią opuścić broniony z zacięciem Mokotów. Niestety, tutaj czekałaby ich pewna śmierć, a zejście do podziemnych przejść daje przynajmniej cień nadziei na uratowanie i pozwala myśleć o dalszej walce. Wprawdzie w innym miejscu, ale o tę samą słuszną sprawę. Oddział wreszcie schodzi o do kanału, a grupę prowadzi „Zadra”, któremu towarzyszy „Kula” zapewniający dowódcę, iż wszyscy podążają jego śladem. Niestety, tchórzliwy żołnierz wprowadza „Zadrę” w błąd, obawiając się, iż jego przełożony zrezygnuje z wędrówki i zawróci po kolejnych oddzielających się żołnierzy. Powstańcy przeżywają w kanałach dramat, przemierzając Warszawę wśród odchodów, ciemności i narastającego strachu. W każdym włazie mogą czaić się Niemcy, którzy wiedzą już, iż część warszawiaków wybrała drogę podziemną. Na dół spadają granaty, na powierzchni specjalne grupki likwidują uciekinierów, którzy po wyjściu z kanałów wystawiają się na strzał. Ciasne, ciemne pomieszczenia, odgłosy walk dochodzące z góry i świadomość, że Niemcy są tuż, a kanały ciągną się bez końca. Razem z bohaterami zagłębiamy się w mroczne podziemia Warszawy.

Aktorzy, aktorzy, aktorzy. To z nimi spędzamy ponad 1,5 godziny czasu i to ich przyjdzie nam podziwiać. Gdy weźmiemy pod uwagę fabułę i zastosowane w „Kanale” przedstawienie historii kompanii Armii Krajowej, to już na pierwszy rzut oka dostrzec możemy, iż sprzyjają wykazaniu się umiejętnościami aktorskimi obsadzie dzieła Wajdy. Przez cały czas towarzyszyło mi przede wszystkim poczucie niezwykłego realizmu rozgrywających się scen. Polscy odtwórcy ról sprawiają wrażenie naturalnych, jakby wkomponowanych w obraz walczącej Warszawy. Efekt jest naprawdę niesamowity – oni przeżywają każdą scenę tak, jakby rzeczywiście uczestniczyli w dramatycznych walkach. Podsumowując grę aktorską całości obsady, wystarczy powiedzieć, iż jest to fachowość na najwyższym poziomie. Mimo wszystko można wyróżnić kilku ludzi, którzy szczególnie utkwili mi w pamięci jako odtwórcy wybitni, dzięki którym „Kanał” ogląda się momentami, jak doskonale zrealizowany film archiwalny. Na największe wyróżnienie zasługuje para kreująca postacie „Stokrotki” i „Koraba”. W role te wcielili się niezapomniani Teresa Iżewska i Tadeusz Janczar. Odtwórczyni „Stokrotki” to nie tylko utalentowana młoda aktorka, która stawiała swoje pierwsze kroki w filmie prezentowanym na wielkim ekranie, to także piękna kobieta, niejako wzór działaczki Polskiego Podziemia. Oglądając „Kanał”, wiedziałem już, dlaczego Józef Szczepański nie przejmował się świstem kul: „Każdy z chłopaków chce być ranny, sanitariuszki morowe panny. A gdy cię trafi kula jaka, poprosisz pannę, da ci buziaka […]”. No, któż by nie chciał? W 1956 roku Janczar był nieco bardziej doświadczonym aktorem od swojej koleżanki po fachu i w niczym nie ustępował jej talentem. Ranny „Korab” to sztandarowy przykład warszawskiego herosa. Iluż było takich, jak on? Na ilu śmierć czekała w bezkresnych kanałach? Wajda stworzył postacie rozmaite, różnorodne. Pokazał nam żołnierzy naturalnych, podobnych do zwykłych ludzi, niepozbawionych wad, wśród których na pewne potępienie wystawiono „Kulę” (w tej roli Tadeusz Gwiazdowski). Taki zabieg bynajmniej nie odbrązowił historii Powstania Warszawskiego, lecz przybliżył ją przeciętnemu widzowi, który w ekranowych bohaterach zaczął dostrzegać odbicie własnych trosk i niepokojów. Wajda pozwolił nam utożsamiać się z młodymi powstańcami, pokazując, że na ich miejscu znaleźć mógł się każdy.

Myślę, że warto oglądać „Kanał” ze sporą dozą koncentracji, aby nie uronić żadnego dźwięku dochodzącego z głośników. Oprawa akustyczna filmu jest rewelacyjna, poczynając od muzyki, poprzez huk wystrzałów aż do odgłosów dochodzących z czeluści kanałów. Obraz zrealizowano profesjonalnie, mimo iż ówczesna technika nie pozwalała na wiele. Mroczne korytarze, którymi poruszają się bohaterzy mogą doprowadzić do klaustrofobii, ale na ekranie nie widnieje jedynie ciemna plama, z której niewiele wynika. „Kanał” to przede wszystkim doskonałe ujęcia i sprawna realizacja trudnego projektu. Byli żołnierze, którzy wędrowali tą samą drogą, co „Stokrotka”, „Korab” czy „Zadra” twierdzili, iż dzieło Wajdy jest autentyczne, jest wierną kopią wydarzeń 1944 roku. W opinii Stanisława Grzeleckiego, którego warto zacytować, „Kanał” to opowieść niezwykła, bo prawdziwa: „Widziałem i przeżyłem dość, aby móc twierdzić, iż film Wajdy mówi prawdę. Zgodny z prawdą jest zarówno ogólny ton i nastrój tej części filmu, jak i poszczególne epizody. Mógłbym – jak zresztą wielu z tych, którzy ową drogę przeszli – przytoczyć przykłady potwierdzające losami konkretnych osób każdą niemal minutę tej części filmu”. Jest to najlepsze podsumowanie obrazu, a Grzelecki ma prawo do miana fachowca, bo sam szedł niegdyś trudną podziemną drogą. Pięćdziesiąt lat po „Kanale” Wajda nakręcił „Katyń”, który miał być kolejną opowieścią o naszej drugowojennej historii. Nie sposób porównać obydwu produkcji. Nominowany do Oscara „Katyń” po prostu nie dorasta do pięt wcześniejszemu dziełu mistrza kamery, który już w 1956 roku pokazał, iż na międzynarodowe wyróżnienia zasługuje, jak nikt inny.

Cokolwiek powiem o „Kanale” nie będzie niczym oryginalnym. Film recenzowano już setki razy, dostrzeżono niemal każdy element kinematograficznego rzemiosła. Arcydzieło Wajdy to klasyka gatunku, to coś, co każdy miłośnik historii musi zobaczyć obowiązkowo. To świetne ujęcia, doskonała muzyka, wybitne kreacje aktorskie i znakomita fabuła napisana przez naszą tragiczną narodową historię, w której poczesne miejsce zajmuje epizod Powstania Warszawskiego. „Kanał” pokazuje dramat człowieka-żołnierza rzuconego w wir walki, której nie można było wygrać i w której najczęściej znajdywano pewną śmierć. To historia wzruszająca, pełna zadumy, ale opracowana w iście mistrzowskim stylu. Po raz pierwszy ktoś zdecydował się na zrealizowanie pełnometrażowej produkcji dotyczącej Powstania Warszawskiego i niemal z miejsca stała się ona obrazem kultowym, który przez lata wytyczał szlak dla kolejnych reżyserów podejmujących się mierzenia z tragicznymi wydarzeniami 1944 roku. Wajda zrobił to w ciekawej konwencji decydując się przede wszystkim na skupienie na losie poszczególnych żołnierzy – symboli walk o stolicę. Niezależnie od tego, czy walki te należało inicjować, czy też nie, każdy z nich zasłużył na miano bohatera, nawet ci, którzy w obliczu wojny przeżyli załamanie.

Ocena: