„Arytmetyka diabła”

Rok premiery – 1999

Czas trwania – 95 minut

Reżyseria – Donna Deitch

Scenariusz – Robert J. Avrech

Zdjęcia – Jacek Laskus

Muzyka – Frederic Talgorn

Tematyka – oparta na powieści Jane Yolen historia młodej Żydówki, która trafia do obozu koncetracyjnego.

Drugowojenne opowieści najczęściej dotyczą prawdziwych historii. W rzeczywistości podkolorowanych nieco przez scenarzystę i reżysera. Rzadko trafiają się w nich wątki fantastyczne, gdyż zburzyłyby historyczny układ filmu. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałem skrót „Arytmetyki diabła”, znanej u nas również pod tytułem „Diabelska wyliczanka”. Wyjątkowo oryginalna fabuła (elementy dramatu wojennego) i wreszcie zwykła ciekawość skłoniły mnie do obejrzenia obrazu. Spodziewałem się kiepskiej opowieści, w której prawda historyczna przeplata się z wyimaginowanymi elementami fantastyki. Zapowiadało się niezbyt ciekawie spędzone 95 minut. Takie podejście nie dyskwalifikuje filmu w moich oczach, choć nastawienie przed seansem mam całkowicie negatywne. Na szczęście, pomyliłem się…

Młoda Żydówka, Hannah Stern (w tej roli Kirsten Dunst) stara się za wszelką cenę zapomnieć o swoich korzeniach. Pochodzenie uznaje za powód do wstydu, odcinając się od reszty rodziny. Bunt wywołuje u niej fakt zbliżających się świąt Paschy, na które powinna się wybrać z rodzicami do ciotki. Choć wolałaby milej spędzić czas, po namowach opiekunów, decyduje się wziąć udział w rodzinnym święcie. Obchody Paschy są wydarzeniem niezwykle poważnym, dlatego wszyscy podchodzą do nich wyjątkowo sumiennie. Hannah zostaje wybrana do ceremoniału otwarcia drzwi Mesjaszowi. Wcześniej wypiła sporo wina, dlatego robi jej się słabo. Po chwili… przenosimy do lat czterdziestych XX wieku. Okupowana Polska, lubelskie miasteczko Janów. Dziewczyna trafia do domu swojej „kuzynki” Rivkah, z którą wkrótce się zaprzyjaźnia, nie mogąc uwierzyć w to, co ją spotkało. Przeniesienie w czasie staje się jej koszmarem – nie wie, jak tu trafiła, ani, w jaki sposób została transportowana. Musi nauczyć się żyć w nowych realiach i zupełnie nowym świecie, który znała do tej pory z opowiadań ciotki. Wkrótce życie jej nowej rodziny zamienia się w piekło, za sprawą zesłania do jednego z niemieckich obozów koncentracyjnych.

Obozowe życie, holocaust i historia wielkiej przyjaźni stawiającej czoła wszędobylskiej śmierci – to wszystko chcieli nam przekazać autorzy „Arytmetyki diabła”. Hannah znajduje się bowiem w sytuacji bez wyjścia, przeżywając problem holocaustu na własnej skórze. Amerykański dramat wojenny z elementami filmu obyczajowego ma na celu uświadomienie młodemu widzowi barbarzyńskich metod prowadzenia wojny przez Niemców. Zapoznanie młodzieży z holocaustem za pomocą filmu jest dobrą próbą, gdyż taki przekaz na pewno łatwiej trafi do serc młodych widzów niż lekcja historii. Ponadto zetkniemy się tutaj z uniwersalnym problemem przyjaźni i miłości. Realia wojenne i barbarzyństwo żołnierzy kontrastują z wrażliwością i pozytywnymi uczuciami, dając nam porównanie i wybór – między drogą wojny i zakłamania, a dobra i prawdy. Jednocześnie młody widz dostaje dawkę mocnych wrażeń – oglądając film, zapoznaje się z obozowym życiem, znacznie różniącym się od wygody wieku XXI. Misja filmu jest zatem bardzo prosta. Na przykładzie młodej Amerykanki, która trafiła do obozu koncentracyjnego za pomocą przeniesienia w czasie, ukazywany jest problem holocaustu. Słuszna próba, gdyż pozwala ona na dotarcie do szerszego grona widzów.

„Arytmetyka diabła” prezentuje się pozytywnie, mimo iż, jak pisałem, nastawiony byłem raczej na koszmarek. Gdy pominiemy wątek fantastyczny, dostajemy typowo historyczny film, którego akcja rozgrywa się w okupowanej Polsce – od żydowskich domów po obóz koncentracyjny. Co ciekawe, zapoznać się możemy z niektórymi żydowskimi tradycjami, jak przygotowanie Paschy czy uroczyste wesele. Nieznana kultura wzbogaca walory edukacyjne „Arytmetyki diabła”. Aktorzy świetnie wczuli się w swoje role. Na wyróżnienie zasługuje odtwórczyni roli głównej, Kirsten Dunst. Dla fanów talentu „dziewczyny Spidermana” będzie to nie lada gratka, gdyż mogą poznać Kirsten z innej strony, odkrywając kolejne walory jej aktorskiego rzemiosła. Irytować może nieco zbyt powolny tok akcji. Historia Hannah posuwa się do przodu dość ślamazarnie, a pomiędzy kolejnymi scenami dostrzegalne są wyraźne przerwy (techniczna usterka, czy celowy zabieg filmowców?). Wydaje mi się, że brak tu urozmaicenia, co powoduje, iż momentami widz wyłącza się, przestając skupiać swoją uwagę na ekranie. Chwilami „Arytmetyka diabła” jest po prostu nudna, co zdecydowanie obniża ocenę obrazu. Poza tym wszystko jest na swoim miejscu – żołnierze niemieccy są okrutni i brutalni, młode Żydówki drżą ze strachu przed ciemiężycielem, a obozowe życie przepełnione jest terrorem i katorżniczą pracą. Nietuzinkowy scenariusz po pewnym czasie przestaje zaskakiwać i przechodzimy nad nim do porządku dziennego. Myślę jednak, że warto docenić rozwiązanie, które przyjęli filmowcy, aby przenieść nas w realia okupowanej Polski, choć zapewne wielu uzna je za banalne i naciągane.

Historia Hannah Stern zaprezentowana została w bardzo ciekawej i oryginalnej formie. Przeniesienie w czasie, pobyt w obozie koncentracyjnym (w czasie trwania filmu nie usłyszałem jego nazwy, ale większość zapewne skojarzy go z Auschwitz-Birkenau) i wzruszające perypetie dwóch przyjaciółek mogą się podobać. Z drugiej jednak strony autorzy „Arytmetyki diabła” zafundowali nam nieco nudną lekcję historii, zapominając o przyjemności płynącej z oglądania filmu. Szkoda, gdyż połączenie tych elementów daje nam średniej jakości obraz, do którego nie chce się wracać, aby oglądnąć go po raz kolejny. Zmarnowano świetną szansę na stworzenie miłej dla oka i ucha filmowej lekcji, która mogłaby zaciekawić młodszych widzów. Najmniej rozczarowani będą zapewne fani Kirsten Dunst, którzy mogą ją zobaczyć w nowym wcieleniu. Osobiście wolę filmy z szybką akcją i gwałtownymi zwrotami, podnoszące poziom adrenaliny we krwi. Tym razem, mimo iż powodów do narzekań było dość sporo, nie byłem rozczarowany. Dlaczego? Do „Arytmetyki diabła” podszedłem z uprzedzeniem i spodziewałem się czegoś, co nazwać możemy „filmowym dnem”. Tymczasem moje oczekiwania były błędne i zmuszony byłem uderzyć się w pierś – nie jest tak tragicznie i można spokojnie poświęcić sto minut wolnego czasu.

Ocena: