Niemiecka kontrofensywa w Ardenach

Niemiecka kontrofensywa w Ardenach uznawana jest za ostatnie tak wielkie uderzenie sił Wehrmachtu na froncie zachodnim. Wydaje się, iż ostatecznie rozstrzygnęła los hitlerowskiej III Rzeszy, która od lądowania aliantów w Normandii, a więc czerwca 1944 roku, nieustannie chyliła się ku upadkowi. Od bitwy o Normandię minęły kilka miesięcy, a alianci nadal parli przed siebie, wypierając niemieckich z żołnierzy z kolejnych terytoriów zajmowanych przez nich niemal od początku II wojny światowej. 25 sierpnia wyswobodzony został Paryż i choć trwały tam jeszcze walki uliczne, do miasta wkroczył gen. Charles de Gaulle i w kilka dni później utworzył nowy rząd francuski. Siły amerykańskie dowodzone przez gen. Dwighta Davida Eisenhowera szybko opuściły Paryż i skierowały się na Marnę, aby tam dokonać dzieła zniszczenia wojsk nieprzyjaciela. Kolejno padały Verdun, Dieppe czy Amiens, które alianci zdobywali szybkim marszem w stronę granicy belgijskiej. Linię tę osiągnęli sprzymierzeni 31 sierpnia 1944 roku. Dalszą ofensywę zahamowała nieco nieudana operacja „Market Garden”, która skutecznie powstrzymała aliantów przed uchwyceniem mostów na Renie. Nie udało się aliantom obejść Linii Zygfryda, dlatego zmuszeni byli potykać się z Niemcami w terenie wysoce niesprzyjającym ofensywie. Co więcej, prowadząc zakrojone na szeroką skalę działania militarne natrafili na spore problemy logistyczne, szczególnie w kwestii zaopatrzenia wojsk. Najbardziej naglącą kwestią stała się sprawa dostarczania paliwa dla walczących jednostek. Dużym problemem była zniszczona sieć trakcji kolejowych, których dewastacji dokonali wycofujący się Niemcy. To wykluczało dostarczanie paliwa przez pociągi, w związku z czym Amerykanie utworzyli sieć dowozu za pomocą ciężarówek, tzw. Red Ball Express. Operacja zaopatrzeniowa przynosiła jednak niewielkie skutki, a dowódcy poszczególnych jednostek zmuszeni byli do maksymalnego oszczędzania ropy naftowej, aby w przyszłości móc prowadzić ofensywę. Ważną kwestią w strategii alianckiej stało się zdobycie portu w Antwerpii, który wciąż trzymali Niemcy. Operacja „Market Garden” nie przyniosła spodziewanego rozstrzygnięcia, a zużyte w niej środki paliwowe spowodowały chwilowy przestój na froncie. Dopiero w listopadzie 1. armia kanadyjska gotowa była do podjęcia nowego wysiłku, w celu odblokowania portu w Antwerpii drogą lądową. Żołnierze gen. Crerara doskonale wykonali swoje zadanie i udało się im zdobyć niezwykle ważny punkt, który umożliwiał o wiele skuteczniejsze i efektywniejsze zaopatrywanie sił alianckich. Jednocześnie na najwyższych szczeblach dowódczych narastał konflikt. Brytyjski marsz. Bernard Law Montgomery domagał się prowadzenia działań głównie na północnym odcinku frontu, co było logiczną konsekwencją jego pomysłu z operacją powietrznodesantową. Eisenhower miał zupełnie inną koncepcję prowadzenia działań i w konsekwencji to ona została przeforsowana, ku uciesze dowódców amerykańskich. Popularny Ike, jak pieszczotliwie nazywali go żołnierze, chciał prowadzić ofensywę na całej długości frontu. Alianckie linie zostały mocno rozciągnięte, co zmuszało sprzymierzonych do angażowania coraz większej ilości sił. Z kolei Niemcy, walczący na dwa fronty, gdyż na wschodzie borykali się z natarciem Armii Czerwonej, nie musieli już bronić tak długiego odcinka, a ich linie zaopatrzeniowe zostały skrócone, co było konsekwencją przesunięcia frontu na północny-wschód. Mieli jednak podobne do aliantów problemy z uzyskaniem materiałów paliwowych. Długotrwałe walki wyczerpały obie strony i ich zapasy materiałów pędnych. To zmuszało Niemców do myślenia o zaopatrzeniu, co w konsekwencji stało się jedną z głównych wytycznych ich grudniowej ofensywy. Na razie jednak na froncie trwał swoisty zastój. Od początku listopada trwało przegrupowanie sił alianckich, o których jeszcze będzie czas dokładniej wspomnieć, którego głównym celem było odebranie prymatu dominującej do tej pory 21. Grupy Armii marsz. Montgomery’ego na rzecz 12. Grupy Armii dowodzonej przez amerykańskiego generała Omara Bradleya. Przegrupowanie prowadzone było w zasadzie w pierwszych dwóch tygodniach listopada. 1. armia kanadyjska objęła obronę południowego brzegu Mozy od Walcheren do Nijmegen. Dalej stała 2. armia, która zajmowała Boxmer na północy i Geilenkirchen na południu. Prowadziły one natarcie, którego głównym celem było zlikwidowanie wybrzuszenia z jednostek niemieckich na zachód od Mozy. Walki trwały w zasadzie do połowy grudnia, kiedy to alianci rozpoczęli kolejne przegrupowanie. 15 grudnia sytuacja wyglądała niezwykle ciekawie, bowiem siły sprzymierzonych stały nad Mozą i Rur, a nieprzyjaciel wciąż trzymał trójkąt o wysokości 17 kilometrów i długości podstawy wchodzącej w skład Linii Zygfryda liczącej sobie 28 kilometrów. W międzyczasie 3. armii amerykańskiej dowodzonej przez gen. George’a Pattona udało się opanować Metz (miasto padło w zasadzie 22 listopada). Amerykanie rozciągnięci na prawym skrzydle mieli dotrzeć do Renu, jednakże udało się im osiągnąć rubież Rur, która biegnie na północ równoległe do Renu. Obie zapory wodne dzieliło 50 kilometrów nizinnego terenu. Pod koniec listopada było już wiadome, iż alianci celu ofensywy nie osiągnęli, co skłoniło Montgomery’ego do dalszych dywagacji odnośnie prowadzenia natarcia według jego pomysłów. Mimo iż inicjatywa Monty’ego spaliła na panewce, udało się mu doprowadzić do zorganizowania specjalnej konferencji dowódców w dniu 7 grudnia w Maastricht. Przybyli Montgomery, Eisenhower, Bradley i marszałek lotnictwa Tedder. Ich zadaniem było ustalenie taktyki na najbliższe tygodnie i miesiące. Było oczywiste, iż kampania zimowa musi przynieść powodzenie, ponieważ powtórka z jesiennego natarcia nie wchodziła w grę. Alianccy dowódcy zadecydowali, iż generalne natarcie powinno rozpocząć się 19 grudnia. Główny wysiłek ponieść miała 21. Grupa Armii wzmocniona dodatkowo 9. armią amerykańską przeniesioną z 12. Grupy Armii. 1. armia amerykańska nacierać miała na kierunku Kolonii i wreszcie 3. armia na kierunku Zagłębia Saary, niezwykle cennego rejonu przemysłowego. Dyrektywy z 7 grudnia miały doniosłe znaczenie dla dalszego rozwoju kampanii zachodniej, ale tylko na papierze, bowiem sprzymierzonych na trzy dni przed wyznaczonym terminem uprzedził przeciwnik, wykonując silne przeciwuderzenie skierowane na Ardeny.

Adolf Hitler mówił gen. Alfredowi Jodlowi, iż ma pomysł na dalszą walkę na zachodzie. Twierdził, iż przygotowywana koncepcja odmieni losy walki w tej części Europy. Na froncie wschodnim praktycznie przez całą jesień 1944 roku trwał zastój, co skłaniało Hitlera do refleksji, iż być może ma on ostatnią szansę, aby odwrócić losy wojny. Co więcej, niepowodzenie aliantów w operacji „Market Garden” znacznie nadwyrężyło ich siły, a przywódca niemiecki zdawał sobie sprawę, iż Rzesza zyskuje szansę na przejęcie inicjatywy strategicznej. Na wschodzie nie miał on możliwości aktywnego działania ze względu na sporą dysproporcję sił – przewaga była tu po stronie Armii Czerwonej. Na froncie zachodnim stosunek ten był nieco bardziej wyrównany, a Wehrmacht mógł się podjąć walki z przeciwnikiem, który prezentował podobny poziom liczebności. Niemców mogła jednak martwić kiepska postawa zdziesiątkowanej Luftwaffe, która nie radziła sobie z lotnictwem alianckim. W praktyce niemieckie samoloty nie istniały w walce z lotnikami brytyjskimi i amerykańskimi, których wydatnie wspierały też inne nacje sprzymierzone w koalicji antyhitlerowskiej. Hitler rozważał kilka opcji wyprowadzenia uderzenia, jednak realnie oceniając tylko jedna miała szanse powodzenia. Najlepszym wyjściem wydawało się zaatakowanie przez słabo broniony rejon gór leżących w południowej Belgii – Ardeny. Podobny manewr przyniósł Niemcom sukces w 1940 roku, gdy zatryumfowali w kampanii francuskiej. Jednocześnie pozwalało to na starcie się w boju z siłami amerykańskimi, jeszcze niedoświadczonymi na europejskim teatrze działań wojennych. Co więcej, wyniszczenie armii Stanów Zjednoczonych mogłoby rozbudzić w USA nastroje izolacjonistyczne, które przycichły nieco po zaatakowaniu Pearl Harbor przez Japonię. To być może byłoby pierwszym krokiem do wyłączenia Amerykanów z wojny i podpisania separatystycznego pokoju na froncie zachodnim. Wtedy siły Hitlera mogłyby zwrócić się ponownie na wschód, gdzie wojna wkraczała w decydującą fazę, a armie radzieckie osiągnęły miażdżącą przewagę nad nieprzyjacielem. Wydawało się zatem, iż ofensywa w Ardenach, w razie powodzenia, przyniesie spory sukces militarny i polityczny III Rzeszy. Hitler nie przewidział, iż alianci zobowiązali się do kontynuowania wojny do bezwarunkowej kapitulacji armii niemieckiej, a swoje stanowisko wypracowali w toku odbytych konferencji międzynarodowych, w tym konferencji teherańskiej z 1943 roku. Rozbieżności w łonie Wielkiej Trójki nie przeszkadzały aliantom prowadzić szeroko zakrojonej współpracy, a pod koniec 1944 roku nie było jeszcze mowy o zimnowojennych nastrojach, które ogarnęły świat po zakończeniu konfliktu. Na razie jednak wrócić musimy do sytuacji na froncie. Według gen. Heinza Guderiana, co wyraził w ocenie z października, Stalin nie był jeszcze gotowy do ofensywy i miał ją rozpocząć dopiero na początku 1945 roku. A i to nie było pewne, biorąc pod uwagę coraz dłuższy przestój na froncie wschodnim. Był to jeden z warunków powodzenia planowanej ofensywy na zachodzie, dla której niezbędnym było zamknięcie działań po drugiej stronie Rzeszy. Oczy Hitlera zwrócone były teraz na Francję i Belgię, gdzie miała rozegrać się jedna z największych bitew w dziejach II wojny światowej. Przez Brytyjczyków nazywana „Battle of the Bulge”, co w tłumaczeniu dosłownym daje „bitwę o wybrzuszenie”. Do historii przeszła pod nazwą niemieckiej kontrofensywy w Ardenach. Teren Ardenów wydaje się wyjątkowo niesprzyjający prowadzeniu uderzeń siłami pancernymi. Choć góry te nie są wysokie, a najwyższe szczyty nie sięgają nawet 700 m. n.p.m., ukształtowanie powierzchni nie jest dogodne. Jesienią 1944 roku sztabowcy niemieccy dostrzegli, iż wiedzie tamtędy najkrótsza droga do dokonania wyłomu w liniach alianckich. Jednocześnie sprzymierzeni chyba nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, traktując Ardeny jako obszar drugorzędny. Franciszek Skibiński ocenia ten rejon: „Charakterystyczne jest duże zalesienie i stosunkowo uboga sieć dróg; istniejące drogi są przeważnie wąskie i kręte, często biegną w wąwozach, poprzez liczne spadki i wzniesienia terenu; co chwilę wjeżdża się w ostre serpentyny. Rzeki […] ani bardzo szerokie, ani bardzo głębokie, ale za to bystre i też najczęściej we wcięciach o wysokich i stromych brzegach”. Opis ten daje nam niezłą charakterystykę belgijskich gór, które jesienią 1944 roku tym bardziej nie sprzyjały ofensywie, ponieważ przyjęły sporą ilość deszczu – drogi rozmiękły, ziemia była śliska i błotnista. Poruszanie się sił pancernych w tym rejonie było niemalże szaleństwem. Dlatego też sprzymierzeni nie spodziewali się, iż tędy może wyruszyć niemieckie natarcie, choć dotychczasowa historia przeczyła takiemu podejściu. W zasadzie pod koniec listopada i na początku grudnia znajdowali się w tym rejonie żołnierze albo niedoświadczeni w boju, albo wyczerpani i przeniesieni z innych odcinków. Stosunkowy spokój wojacy umilali sobie frontowymi rozrywkami. Większość sił stanowili tutaj żołnierze 8. korpusu dowodzonego przez gen. Troya H. Middletona. Gen. Omar Bradley posiłkował się danymi wywiadu, które donosiły, iż w Ardenach nie musi spodziewać się natężenia działań. Dlatego też wśród jednostek stacjonujących w tym rejonie były 99. dywizja piechoty gen. Waltera E. Lauera i 106. dywizja piechoty gen. Alana Jonesa, które z walką nie miały jeszcze do czynienia. Middleton starał się pozorować przed Niemcami, iż ma pod swoją komendą znacznie większe siły, co przewidziane było operacją „Gumowa Kaczka”. Wywiad niemiecki prowadził szeroko zakrojoną działalność, ale i jemu nie udało się odpowiednie rozpoznanie. Mimo to Niemcy zdawali sobie sprawę, iż mają przed sobą niepełnowartościowe dywizje, które można łatwo zaskoczyć. Hitler cieszył się na myśl o ofensywie i gotowy był nawet na największe ryzyko. Jeszcze 10 listopada, w rozkazie dotyczącym uderzenia w Ardenach, stwierdzał bez ogródek, że działania zostaną zainicjowane i przeprowadzone, „nawet gdyby ofensywa przeciwnika z którejkolwiek strony Metzu oraz nieuchronny atak na Zagłębie Ruhry doprowadziły do zajęcia przez niego dużych obszarów naszych terytoriów czy też umocnień”. Ostatecznie we wrześniu führer zaaprobował plan wyprowadzenia kontrofensywy. Początkowo rozplanowano ją na ostatnie dni października, jednak niesprzyjające okoliczności sprawiły, iż Niemcy nie byli w stanie uderzyć wcześniej niż w grudniu. Termin natarcia wielokrotnie przesuwano, o czym jeszcze powiemy. Wrześniowy plan znamionował grudniowe wydarzenia, dlatego należy mu poświęcić nieco czasu. 9 września Dowództwo Frontu Zachodniego oceniało swoje siły na 48 dywizji piechoty, 15 dywizji pancernych i 4 brygady. Z tego 18 jednostek oceniono jako pełnowartościowe, co wskazywało na fakt znacznego wyczerpania walkami żołnierzy Wehrmachtu. Alianci mogli wystawić do boju 54 duże jednostki, tyle że znacznie lepiej przygotowane do walki i niezmęczone starciami. Linia obrony niemieckiej w zasadzie opierała się na sieci kanałów i rzek w północnej części Belgii, dalej o Linię Zygfryda i wreszcie o masyw Wogezów. Dowodzący frontem feldmarszałek Gerd von Rundstedt dostrzegał realne zagrożenie przełamaniem linii, dlatego domagał się nieustannie wzmocnienia Grupy Armii „B” i Grupy Armii „A”. 14 września zapadła decyzja o organizacji 6. Armii Pancernej, której dowództwo objął SS-Oberstgrüppenführer Sepp Dietrich. Mniej więcej w tym samym czasie Hitler i szef Sztabu Operacyjnego Wehrmachtu, generał Alfred Jodl, przystąpili do opracowywania planu kontruderzenia. Pod koniec września gotowe były założenia planu, o czym Hitler informował swoje otoczenie – führer myślał o dokonaniu wyłomu na linii od Monschau do Echternach, gdzie znajdowała się amerykańska 1. Armia i prowadzeniu natarcia przez Ardeny. Docelowym miejscem ofensywy była Antwerpia, a głównym celem zniszczenie od 20 do 30 dużych jednostek alianckich. Niemcy chcieli wykorzystać zaskoczenie przeciwnika, co stało się absolutną podstawą powodzenia operacji. Dodatkowo obawiano się, iż alianci mają za dużą przewagę w powietrzu, co w późniejszym czasie zaowocowało dyspozycjami wcielenia w życie pomysłu wykorzystania złej pogody uniemożliwiającej loty alianckich samolotów. Były to wstępne wytyczne przygotowane przez führera, jednakże stały się podstawą późniejszego przebiegu działań. Opracowanie szczegółowego planu dyktator pozostawił w gestii Sztabu Generalnego OKH. 11 października Jodl miał gotowe wstępne informacje dotyczące ofensywy. Nie zagłębiając się w szczegóły, stwierdzić należy, iż planowano wykorzystanie 29-30 związków taktycznych, z czego 12 dywizji przypadało na jednostki pancerne. Hitler naniósł pewne poprawki na koncepcje Jodla. Było pewne, iż ofensywa nie rozpocznie się przed 25 listopada. 12 października prace nad przygotowaniami do uderzenia ruszyły na nowo, a do pomocy zaprzęgnięto wielu oficerów, których zobowiązano do zachowania ścisłej tajemnicy. Jednocześnie z tymi działaniami trwało przegrupowanie na froncie. Utworzono chociażby Grupę Armii „H” dowodzoną przez gen. Kurta Studenta, która odciążyła nieco Grupę Armii „B” feldmarszałka Walthera Modela. Obok głównego planu opatrzonego kryptonimem „Wacht am Rhein” prowadzono przygotowania do innych operacji, w tym wypadku pomocniczych względem operacji kluczowej. Rozwiązania przedstawione przez Modela, niejako alternatywne dla planu „Wacht am Rhein” znalazły się w operacji „Herbstnebel”. Feldmarszałek proponował uderzenie przez Ardeny i nagły zwrot na północ, jednakże jego koncepcje nie zostały zaakceptowane. W zasadzie chodziło mu o ograniczenie pola prowadzonej ofensywy, co z kolei nie przypadło do gustu Hitlerowi, który miał własną wizję prowadzenia działań. Bardzo ważnymi były przygotowania do operacji „Greif”. Niemiecki przywódca znalazł w osobie Obersturmbannführera Otto Skorzenego zaufanego współpracownika. Skorzeny już w przeszłości dowiódł swojej wartości, przeprowadzając chociażby wspaniałą akcję uwolnienia Benito Mussoliniego. 22 października Hitler zaproponował mu prowadzenie działań dywersyjnych na tyłach wroga. Wraz ze specjalnie do tego celu powołaną jednostką Skorzeny miał zorganizować grupy dywersyjne, zwiadowcze i łącznościowe, których głównym zadaniem byłoby wprowadzanie Amerykanów w błąd. W organizowaniu operacji „Gryf” Niemcy korzystali z doświadczeń z frontu wschodniego, gdzie podobne kroki podjęli Sowieci, przebierając się chociażby w niemieckie mundury i destabilizując zaplecze Wehrmachtu. „Greif” miał zostać utrzymany w ścisłej tajemnicy, co mogło zagwarantować ewentualny sukces przedsięwzięcia. Skorzeny dobierał do pracy zaufanych żołnierzy, ale musiał też posiłkować się ludźmi, z którymi nie miał do czynienia. Ostatecznie oddano mu pod dowództwo 150. Brygadę Pancerną, choć tak naprawdę miał do dyspozycji znacznie mniejszą liczbę żołnierzy. Führer sądził, iż czołgi Skorzenego wejdą w lukę powstałą w alianckich liniach i tam będą operować, początkowo niezauważone. Rzeczywistość zweryfikowała plany przywódcy Niemiec, a działalność podjęli przede wszystkim komandosi Skorzenego posługujący się językiem angielskim i wprowadzający w błąd amerykańskich żołnierzy. 28 października szefowie sztabów OBWest i Grupy Armi „B” – gen. Westphal i gen. Krebs – zostali zapoznani ze wstępnymi ustaleniami operacji „Wacht am Rhein”. W zasadzie najważniejszym punktem, interesującym nas, jest to, iż do ataku wyznaczono trzy armie – 5. Armię Pancerną gen. von Manteuffela, 6. Armię Pancerną SS gen. Dietricha i 7. Armię gen. Brandenbergera. 3 listopada spotkali się Model, von Manteuffel i Krebs, którzy nieco bardziej szczegółowo omawiali kompetencje poszczególnych jednostek. Brano pod uwagę wprowadzenie do boju 15. Armii lub rozdzielenie jej dywizji pomiędzy 5. i 6. APanc. Plan przygotowany przez Modela, co już mówiliśmy, miał nieco inne założenia od tego, który powstał w Sztabie Generalnym. Sami Niemcy dla ich rozdzielenia używali określeń „mały plan” i „wielki plan”. Nazajutrz po konferencji Rundstedt przesłał do Sztabu Generalnego propozycje Modela, w których w zasadzie rezygnowano ze szturmowania rejonu Antwerpii. „Duży plan” kładł główny nacisk właśnie na odcięcie portu i zdobycie przepraw na Mozie. Według Modela i Rundstedta należało się skupić na drugim z zagadnień. Większych rozbieżności w zasadzie nie było, a oba plany i tak oparte zostały na dotarciu do Mozy, więc w związku z odmiennymi poglądami nie wybuchły tym razem konflikty w łonie niemieckiego dowództwa. 5 listopada do OBWest nadszedł rozkaz Hitlera, który nakazywał przygotowania do ofensywy. Co ciekawe, Niemcy zdecydowali się na sprytne posunięcie zmylające, przemianowując część swoich jednostek. 15. Armia została 5. Armią Pancerną, którą z kolei nazywano Feldjägerkommando zbV. 6. Armia Pancerna stała się 16. Sztabem Reorganizacyjnym. Wprowadzono także do boju fikcyjną 25. Armię. WB Niederlande zostało 15. Armią. Warto zatem zacytować Danny’ego S. Parkera („Bitwa o Ardeny), który przytacza wytyczne ataku jednostek niemieckich:

Grupa Armii „H”
Od wybrzeża holenderskiego do obszaru na północ od Nijmegen: WB Niederlande (rzekoma 15. A.)
Nijmegen-Roermond: 1 APDes (Fallschirmjäger)

Grupa Armii „B”
Obszar na północ od Roermond-Düren: 15. A. (rzekoma 5. APanc.)
Obszar na południe od Düren-Trewir: 7. A. oraz, w okresie koncentracji sił: 6. APanc. (rzekomy 16. Auffrischungestab) i 5. APanc. (rzekome Feldjägerkommando zbV); ponadto (fikcyjna) 25. A.

Grupa Armii „G”
Obszar na południe od Trwiru-odcinek na zachód od Heguenau: 1. A.
Heguenau-granica szwajcarska: GA „Górny Ren” (podległa bezpośrednio OKW)”

Żołnierze amerykańscy nacierający w kierunku niemieckich pozycji pod Bastogne w grudniu 1944 roku (Wikipedia, domena publiczna).

 Siły niemieckie dowództwo szacowało na 15 dywizji pancernych i 23 dywizje piechoty i grenadierów ludowych, o których jeszcze opowiemy. 18 listopada Hitler podpisał dyrektywę ataku, jednakże nie był jeszcze znany oficjalny termin rozpoczęcia ofensywy. Dowództwo uzależniało go od pogody, a właściwie tego, aby była brzydka. Szyki Niemców pokrzyżowały działania podjęte przez aliantów, szczególnie w drugiej połowie listopada. Prowadzone uderzenie mocno uszczupliło rezerwy sprzymierzonych, którzy odsyłali swoje jednostki na odpoczynek, szczególnie na froncie ardeńskim. 3 grudnia Niemcy szacowali, iż wróg dysponował w tym czasie łącznie 72 dywizjami rozmieszczonymi w rzeczonym rejonie oraz niezaangażowanymi w walkę. Ale straty ponosiły też armie niemieckie, w tym wykrwawiająca się pod Akwizgranem Grupa Armii „B”. Niemcy musieli także korzystać z zapasów, które gromadzono na ofensywę w Ardenach. Alianci niepokojąco zbliżali się do Kolonii, ale nie to było głównym zmartwieniem Hitlera. W początkach grudnia wydawało się nawet, iż planowana kontrofensywa może nie dojść do skutku, bowiem sprzymierzeni byli blisko przerwania frontu. Szczególnie dramatyczny obrót przybrały walki w pobliżu Saarguemines, gdzie udanie natarła 11 grudnia 11. Dywizja Pancerna. Mimo to, mimo zagrożenia, Hitler nie decydował się na poruszenie odwodów oczekujących odpowiedniego do natarcia momentu. Ryzykował sporo, ale 2 grudnia twierdził, że na to ryzyko jest gotowy. W międzyczasie dowódcy z frontu zachodniego starali się jeszcze wpłynąć na dyktatora i prosili o ponowne rozważenie kwestii wcielenia w życie „planu małego”. 26 listopada Hitler wydał jednak ostateczny rozkaz, który w zasadzie w niezmienionym kształcie przetrwał do 16 grudnia. 2 grudnia w Kancelarii Rzeszy odbyła się narada niemieckich dowódców i dyktatora. Przybyli do Hitlera Jodl, Keitel, von Manteufel, Model, Dietrich i Westphal. W zasadzie ustalenia tam powzięte miały charakter modelujący. 8 grudnia zatwierdzono ostatecznie plan kontrofensywy. Datę ataku wyznaczano wielokrotnie. Hitler chciał, aby wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Sam mówił do Dietricha i Manteuffla: „O ile osiągniemy sukces, rozbijemy pół frontu. Co będzie dalej – zobaczymy”. 10 grudnia poszczególne jednostki otrzymały konkretne rozkazy dotyczące prowadzenia ofensywy. Alianci nawet nie podejrzewali, iż niedługo spadnie na nich niemieckie natarcie.

Prześledzić musimy, co tak naprawdę miały uczynić niemieckie jednostki i kto został wyznaczony do wykonania zadania. Zacząć należy od 6. Armii Pancernej SS dowodzonej przez SS-Oberstgruppenfuhrera Seppa Dietricha. Obie armie pancerne miały nacierać obok siebie, tworząc właściwie najsilniejsze zgrupowanie armii niemieckich. Właściwie uderzenie miało wyjść z obszarów Hohes Venn i Schnee Eifel. 6. APanc. SS miała przełamać nieprzyjacielską linię pod Monschau, a następnie jej wysunięte jednostki winny przeprawić się przez Mozę. Stamtąd Niemcy powinni ruszyć wzdłuż Kanału Alberta, kierując się na Antwerpię, która w konsekwencji mogła zostać zajęta. Oddziały komandosów miały zająć most na południe od Liége. Na okres ofensywy i organizowania defensywy przeciwko działaniom aliantów LXVII Korpus Piechoty gen. Otto Hitzfelda (3. Dywizja Grenadierów Pancernych gen. Waltera Denkerta, 246. Dywizja Grenadierów Ludowych płk Petera Koerte, 272. Dywizja Grenadierów Ludowych gen. Eugena Königa i 326. Dywizja Grenadierów Ludowych) z 15. Armii przechodził pod dowództwo 6. APanc. SS i miał zająć się obszarem od Monschau po Liége. Główne uderzenie przypadło w udziale 1. Korpusowi Pancernemu SS SS-Gruppenführera Hermanna Priessa (1. Dywizja Pancerna SS SS-Oberführera Wilhelma Mohnke, 12. Dywizja Pancerna SS SS-Standartenführera Hugo Kraasa, 277. Dywizja Grenadierów Ludowych płk Wilhelma Viebiga oraz 12. Dywizja Grenadierów Ludowych gen. Gerharda Engela i 3. Dywizja Spadochronowa gen. Wadehna, które osłaniać miały linię od Simmerath przez Limburg po Liége) oraz 2. Korpusowi Pancernemu SS-Obergruppenführera Willi Bittricha (2. Dywizja Pancerna SS SS-Brigadeführera Heinza Lammerdinga, 9. Dywizja Pancerna SS SS-Oberführera Sylvestra Stadlera). 5. Armia Pancerna gen. Hasso von Manteuffla 10 grudnia przesunęła się na pozycje wyjściowe do ofensywy. Miała ona sforsować linie alianckie pomiędzy Losheim i Gemünd i stamtąd przekroczyć Mozę w rejonie Namur, a następnie skierować się na Brukselę. W pierwszym rzucie szły 116. Dywizja Pancerna i 2. Dywizja Pancerna. Patrząc od prawego skrzydła wśród jednostek podporządkowanych 5. Armii Pancernej znajdowały się LXVI Korpus Armijny gen. Waltera Luchta z zadaniem zajęcia St. Vith i forsowania Mozy w rejonie Huy (18. Dywizja Grenadierów Ludowych płk Hoffmana, 62. Dywizja Grenadierów Ludowych płk. Fredericha Kittela), LVIII Korpus Armijny gen. Waltera Krugera z zadaniem przekroczenia Our i trzymania przyczółków na Mozie (116. Dywizja Pancerna gen. Siefrieda von Waldenburga, 560. Dywizja Grenadierów Ludowych płk Rudolfa Langhausera) i XLVII Korpus Pancerny gen. Heinricha Freiherra von Lüttwitz z zadaniem zdobycia Bastogne (2. Dywizja Pancerna płk. Meinrada von Laucherta, 9. Dywizja Pancerna gen. Harolda von Elverfeldta, 26. Dywizja Grenadierów Pancernych płk. Heinza Kokotta). W odwodzie znajdowały się Dywizja Panzer-Lehr gen. Fritza Bayerleina i Brygada Führer Begleit płk Otto Remera. W późniejszym okresie miały one wzmocnić siłę jednostek walczących nad Mozą. Wreszcie dochodzimy do 7. Armii gen. Ericha Brandenbergera, która osłaniała lewe skrzydło. W zasadzie to było jej główne zadanie – obrona flanki 5. Armii Pancernej. W trakcie trwania ofensywy armia ta miała forsować Our i Sauer. W jej ramach działały LIII Korpusu Armijny gen. Edwina von Rothkircha (9. Dywizja Grenadierów Ludowych płk Wernera Kolba, 15. Dywizja Grenadierów Pancernych płk Hans Deckerta i Brygada Führer Grenadier płk Hansa Kahlera, która w ramach LIII Korpusu działała od 20 grudnia), LXXX Korpus Armijny gen. Franza Beyera (212. Dywizja Grenadierów Ludowych gen. Franza Sensfussa, 276. Dywizja Grenadierów Ludowych gen. Kurta Mohringa, 340. Dywizja Grenadierów Ludowych płk Theodora Tolsdorffa) oraz LXXXV Korpus Armijny gen. Kniessa (5. Dywizja Spadochronowa płk Ludwiga Heilmanna, 79. Dywizja Grenadierów Ludowych płk Aloisa Webera 352. Dywizja Grenadierów Ludowych płk Ericha Schmidta). Tak mniej więcej przedstawiało się niemieckie ugrupowanie w przededniu ofensywy. W sumie Niemcy dysponowali 7 dywizjami pancernymi, 2 brygadami pancernymi, 13 dywizjami piechoty i grenadierów ludowych, 2 dywizjami strzelców spadochronowych i 4 innymi dywizjami przerzuconymi na front w trakcie trwania ofensywy. Łącznie 28 dużych jednostek, co nieco różniło się od pierwotnych zamierzeń dowództwa Wehrmachtu, które planowało użyć 30 pełnowartościowych dywizji. Wszystko to wspierane było siłami pancernymi i artyleryjskimi. 6. APanc. SS miała do dyspozycji 450 czołgów i dział szturmowych. W sumie mogła użyć 642 rozmaitych wozów bojowych. 5. Armia Pancerna miała 396 wozów bojowych. Na zakończenie rozważań nad siłą niemieckich jednostek należy powiedzieć, czym właściwie były dywizje grenadierów ludowych. Formacje te odegrały sporą rolę w bitwie o Ardeny, a w ich skład wchodzili albo weterani, albo nowi rekruci lub też personel innych rodzajów broni niż Wehrmacht. Niemieccy żołnierze borykali się z ogromnymi kłopotami zaopatrzeniowymi. O ile mniejszym problemem były luki w wyposażeniu wojaków, o tyle o losach ofensywy zaważyć mogła ilość paliwa zgromadzonego na potrzeby „Wacht am Rhein”. Dużą część transportu przywieziono koleją, wykorzystując ocalałe jeszcze fragmenty trakcji, oraz konno. Paliwa zdołali Niemcy zgromadzić 17 000 metrów sześciennych, jednak w dużej mierze nie zostało ono przywiezione w rejon Ardenów. Zanim rozpoczęła się ofensywa do jednostek dotarło 12 000 metrów sześciennych paliwa. Jednocześnie prowadzono szeroko zakrojoną operację zmylającą aliantów co do celu działań niemieckich. W konsekwencji wywiad aliancki, pozbawiony dodatkowo depesz przesyłanych przez Enigmę (na terenie Niemiec Wehrmacht korzystał z sieci telefonicznej) został wyprowadzony w pole i w przededniu ofensywy nie zdawał sobie sprawy, gdzie stacjonują jednostki niemieckie i jakie są ich zamiary. To zwiastowało uzyskanie elementu zaskoczenia, na którym tak bardzo zależało Hitlerowi. Co więcej, pogoda także nie była dobra, a więc zrealizowany został kolejny punkt na drodze do powodzenia natarcia. W dzienniku OBWest zanotowano pod datą 15 grudnia znamienne słowa: „Jutro przyniesie początek nowego rozdziału w historii kampanii na Zachodzie”.

Aby zrozumieć, jak wyglądał front z punktu widzenia dowódcy alianckiego, prześledzić musimy ugrupowanie sił sprzymierzonych rozmieszczonych w rejonie Ardenów. Wśród jednostek, które wzięły udział w bitwie o Ardeny wyróżnić należy znaną nam już 12. Grupą Armii gen. Omara Bradleya, który miał do dyspozycji 1. Armię gen. Courtneya H. Hodgesa z 5. Korpusem gen. Leonarda T. Gerowa (1. Dywizja Piechoty bryg. Clifta Andrusa, 2. Dywizja Piechoty gen. Waltera M. Robertsona, 9. Dywizja Piechoty gen. Louisa A. Craiga, 78. Dywizja Piechoty gen. Edwina P. Parkera i 99. Dywizja Piechoty gen. Waltera E. Lauera), VII Korpusem gen. Josepha Lawtona Collinsa (2. Dywizja Pancerna gen. Ernesta N. Harmona, 3. Dywizja Pancerna gen. Maurice’a Rose’a, 83. Dywizja Piechoty gen. Roberta C. Macona, 84. Dywizja Piechoty gen. Alexandra R. Bollinga), XVIII Korpusem gen. Matthew B. Ridgwaya (7. Dywizja Pancerna gen. Roberta W. Hasbroucka, 30. Dywizja Piechoty gen. Lelanda Hobbsa, 75. Dywizja Piechoty gen. Faya B. Pricketta, 82. Dywizja Powietrznodesantowa gen. Jamesa Gavina, 106. Dywizja Piechoty gen. Alana Jonesa) w składzie. Następnie 3. Armia gen. George’a Patrona z III Korpusem (4. Dywizja Pancerna gen. Hugh Gaffeya, 6. Dywizja Pancerna gen. Roberta Growa, 26. Dywizja Piechoty gen. Willarda Paula, 35. Dywizja Piechoty gen. Paula Baade, 90. Dywizja Piechoty gen. Jamesa van Fleeta), VIII Korpusem gen. Troya H. Middletona (9. Dywizja Pancerna gen. Johna Leonarda, 11. Dywizja Pancerna gen. Charlesa Kilburna, 17. Dywizja Powietrzno-Desantowa gen. Williama Mileya, 28. Dywizja Piechoty gen. Normana Cota, 87. Dywizja Piechoty gen. Franka Culina, 101. Dywizja Powietrzno-Desantowa gen. Maxwella D. Taylora), XII Korpusem (4. Dywizja Piechoty gen. Raymonda Bartona, 10. Dywizja Pancerna gen. Williama Morrisa, 80. Dywizja Piechoty gen. Horace McBride’a). W ramach 21. Grupy Armii marsz. Montgomery’ego działały XXX Korpus gen. Briana Horrocksa (6. Dywizja Spadochronowa gen. Erica Bolsa, 51. Dywizja Piechoty gen. T. Rennie’ego, 53. Dywizja Piechoty gen. Rossa, 29. Brygada Pancerna bryg. Harveya, 33. Brygada Pancerna bryg. Scotta i 34. Brygada Pancerna bryg. Clarka). Właściwie w pasie natarcia sił niemieckich znajdował się VIII Korpus, który bronił 130-kilometrowego frontu pomiędzy Elsenborn a Echternach. Na północy sąsiadem ugrupowania Middletona był V Korpus. 106. DP przypadło w udziale bronienie Schnee-Eifel. Na wschód od Wiltz znajdowała się 28. DP. Siły 9. DPanc. były mocno rozproszone i rozdzielone pomiędzy poszczególne jednostki, co z góry wykluczało skoordynowane działania sił pancernych VIII Korpusu.

Amerykański niszczyciel czołgów M36 podczas walk w rejonie Ardenów 20 grudnia 1944 roku (Wikimedia, domena publiczna).

 O 5.30 16 grudnia artyleria niemiecka nagle otworzyła ogień na linie alianckie. 2000 armat strzelało krótko, bowiem w dwie i pół godziny po usłyszeniu pierwszych odgłosów wystrzałów, artyleria ucichła, a do boju przystąpiły niemieckie jednostki pancerne. W pierwszej kolejności należy się zająć operacjami specjalnymi, które prowadzili Niemcy, choć w rzeczywistości miały one znaczenie poboczne. Aby nie zaprzątać sobie głowy tym problemem, omówimy go od razu. Należy zwrócić uwagę na działalność grupy desantowej ppłk von der Heydta. Jego spadochroniarze w liczbie 1200 mieli uchwycić szereg punktów na tyłach alianckich. Głównym celem był ważny węzeł komunikacyjny w rejonie Baraque-Michel. Operacji nadano kryptonim „Stösser”. W zasadzie operacja ta jako żywo przypomniała „Market Garden”, tyle że w znacznie mniejszych rozmiarach. Ostatecznie jednak desant był spóźniony, a Amerykanie szybko połapali się w sytuacji i natychmiast przystąpili do likwidowania niechcianych gości. Co więcej, grupa Heydta była mocno zdezorganizowana i tylko 275 żołnierzy zgrupowało się pod rozkazem dowódcy. Resztą alianci zajęli się od razu. Agonia grupy, która nie osiągnęła praktycznie żadnego sukcesu taktycznego oprócz psychologicznego efektu, jaki Niemcy wywarli na obrońcach odcinka, trwała blisko tydzień i w zasadzie do 22 grudnia zakończyła ona skoordynowane działania. Nieco lepiej powiodło się 150. Brygadzie Pancernej, na którą składali się komandosi Otto Skorzenego. Operacja „Greif” miała całkowicie zaskoczyć Amerykanów, nie spodziewających się dywersji na swoich tyłach. Właściwie 150. Brygada Pancernagost już w pierwszych dniach ofensywy została włączona do 1. korpusu pancernego SS, ponieważ nie zdołała się przedostać na tyły przeciwnika – wybita droga była zbyt trudna, a przejście niewielkie. Wykonanie zadania powiodło się natomiast kompanii „Stielau”, w której zgrupowano przebranych za Amerykanów żołnierzy niemieckich władających językiem angielskim. Starali się oni prowadzić dezinformację i dywersję na tyłach wroga. Jak pisze Franciszek Skibiński: „Dwudziestu do trzydziestu hulających po tyłach amerykańskich rzezimieszków Skorzenego, przebranych za żołnierzy amerykańskich i mówiących po angielsku, zdołało na długo wywołać ostrą psychozę i panikę antydywersyjną, w skali zupełnie nieproporcjonalnej do ich ilości”. Skończyło się w zasadzie tylko na strachu, bowiem kompania nie odniosła większych sukcesów. Może poza przestawianiem drogowskazów i kierowaniem sił amerykańskich w innych kierunkach, co kilkukrotnie mocno namieszało w szykach sprzymierzonych. To w zasadzie tyle w kwestii „hulających rzezimieszków” i innych tego typu ciekawych rozwiązań niemieckiego dowództwa. Nas powinna zainteresować teraz ofensywa prowadzona na szerokim froncie ardeńskim.

Ostrzeliwanie niemieckiej artylerii początkowo mocno zaskoczyło Amerykanów, którzy zdawali się myśleć, iż jest to tylko pozorowana akcja. Jakież było ich zdziwienie, gdy natarcie rozpoczęły regularne jednostki niemieckie. Mimo iż zaskoczenie było pełne, a pogoda sprzyjała ofensywie, Niemcy nie potrafili wykorzystać tych elementów. Juz w pierwszym dniu natarcia atak LXVII Korpusu utknął w martwym punkcie, nie osiągając wyznaczonych celów. W ataku na Monschau niemieccy żołnierze radzili sobie wyjątkowo kiepsko. Nieco lepiej sytuacja wyglądała na innych odcinkach uderzenia, gdzie zaskoczenie było równie duże, ale wykonanie zadania niepomiernie lepsze. Niemcy rzucili do przodu siły piechoty, a za nimi czołgi, które miały poszerzyć wyłom. Siły alianckie zostały zaskoczone tym nietypowym rozwiązaniem, ponieważ spodziewano się raczej sił pancernych podążających w pierwszej kolejności. Niemcy zdecydowani byli przebić się przez linie sprzymierzonych i wszystko wskazywało, iż misja ta powiedzie się. Zawód sprawiła 6. Armia Pancerna SS, co zmusiło Seppa Dietricha do rzucenia większych sił pancernych, niż to początkowo planował. Musiał bowiem ratować zagrożoną piechotę, która nie była sobie w stanie poradzić ze stawiającymi zaciekły opór Amerykanami. Nieco dalej na południe 5. Armia Pancerna radziła sobie o wiele lepiej niż jej prawy sąsiad. Środkowy sektor natarcia został stosunkowo szybko sforsowany. Co więcej, Niemcy mieli przed sobą niedoświadczonych żołnierzy z amerykańskich 99. Dywizji Piechoty i 106. Dywizji Piechoty. Żołnierze ci mieli się szkolić i próbować swych sił na kierunku niezagrożonym. Tak myślało dowództwo, nie przewidując tego, co wydarzyło się 16 grudnia. Jak wielkie było zaskoczenie, niech poświadczy fakt, iż dowódca 106. dywizji gen. Alan Jones trafił do szpitala z zawałem serca. W konsekwencji sytuacja 106. dywizji wyglądała coraz gorzej. Siły 3. Dywizji Spadochronowej i 18. Dywizji Grenadierów Ludowych napotkały na swojej drodze niewielki opór i pewnie dokonywały wyłomu pod Losheim. Niemieccy żołnierze podzieli siły 106. dywizji i 14. Grupy Kawalerii Zmechanizowanej, wdzierając się w lukę. 106. dywizja „Golden Lions” znalazła się w położeniu tragicznym. Mimo to żołnierze amerykańscy wciąż blokowali Niemców, skutecznie wyhamowując impet uderzenia. W nocy siły niemieckie rozpoczęły przekraczanie rzeki Our. Nieco bardziej na południe broniła się 28. dywizja piechoty i robiła to całkiem skutecznie. Na jej prawym skrzydle dzielnie radziły sobie siły blokujące natarcie 7. Armii. Wśród nich na szczególne wyróżnienie zasługuje 4. dywizja piechoty. Pomimo uderzenia 5. Armii Pancernej na styku 28 i 4. DP Niemcy nie zdołali dokonać większego wyłomu na kierunku Bastogne. Amerykańskie dowództwo początkowo nie mogło połapać się w tym, co dzieje się z na froncie. Dopiero po południu zaczęły napływać niepokojące meldunki do kwatery głównej w Wersalu, z gen. Eisenhowerem na czele. Wtedy dowództwo alianckie zorientowało się w poczynaniach Wehrmachtu i rozpoczęło metodyczne przesyłanie wsparcia na linię frontu. W ten oto sposób zainicjowano działalność tzw. Red Ball Express, który w ciągu tygodnia dowiózł kilkaset tysięcy żołnierzy. Popularny Ike nakazał również przemieszczenie 101. Dywizji Spadochronowej i 10. Dywizji Pancernej w rejon Bastogne. 7. DPanc. miała osiągnąć rejon St. Vith.

Jak zatem widzimy, pierwsze dwa dni walk podczas niemieckiej kontrofensywy w Ardenach niosły ze sobą sporo chaosu i niewyjaśnionych sytuacji. Franciszek Skibiński wyróżnia te dwie doby jako „fazę braku rozeznania oraz czysto odruchowych doraźnych reakcji”. Jest to stwierdzenie jak najbardziej słuszne, wziąwszy choćby pod uwagę fakt, iż 5. Armia Pancerna zamiast uderzyć na siły 8. korpusu wpakowała się wprost pod karabiny 5. korpusu, a dywizje 2. i 99. natychmiast niemal obsadziły łuk od Monschau do Bütgenbach. Efektem było utrzymanie pozycji pod Elsenborn, choć na moment siłom 5. korpusu zagroziła 1. dywizja pancerna SS „Leibstandarte Adolf Hitler”. Podsumowując wysiłek pierwszych kilkunastu godzin ofensywy, należy stwierdzić, iż sukces odniosła w zasadzie tylko 5. armia pancerna. Z kolei siły 7. armii utknęły pod Echternach, podobnie jak armia Dietricha pod Elsenborn. Zamieszanie powstało w rejonie operowania 106. DP i 7. DPanc., a więc w okolicach St. Vith. Gen. Jones uznał, że może zadysponować nowymi jednostkami i zorganizować przeciwnatarcie. Innego zdania było naczelne dowództwo, które nakazało oczekiwanie, przygotowując jednocześnie jednolitą strategię prowadzenia działań przeciwko Niemcom. Eisenhower odwołał zatem zaplanowane na 19 grudnia natarcie 3. armii gen. Pattona i wyznaczył nową datę ofensywy na 22 grudnia. 17 grudnia 101. i 82. dywizje powietrznodesantowe zostały poproszono o wejście do czynnej służby po krótkim wypoczynku spowodowanym uciążliwymi walkami pod Arnhem. W konsekwencji 18 grudnia obie skierowały się do Bastogne, gdzie miały oczekiwać dalszych rozkazów. Tymczasem 17 grudnia przyniósł pierwsze kluczowe dla bitwy rozstrzygnięcia. 5. korpus otrzymał silne wsparcie. Pod dowództwo gen. Gerowa oddano 1. DP, która niemal natychmiast zaczęła napływać w rejon Elsenborn. Dalej przybywały jeszcze siły 30. DP, którą ulokowano między Malmedy a Stoumont (do 18 grudnia). Dzięki sukcesom 1. Dywizji Pancernej SS w rejonie Losheim w serce Dietricha wstąpiła nadzieja, iż może jego natarcie nie zakończy się niepowodzeniem. Postanowił obejść Elsenborn, która to pozycja wydawała się być nie do zdobycia. Niestety, jego pomysł na niewiele się zdał, choć jeszcze rankiem 17 grudnia wydawało się, iż może przynieść rozstrzygnięcie. Do wieczora 1. DPanc. doszła do Bütgenbach, ale na tym wyczerpały się jej możliwości związane z posuwaniem się w kierunku Malmédy. Elsenborn nie zostało ruszone, pomimo wysiłków sił niemieckich. Nieco lepiej kształtowała się sytuacja w rejonie Schnee Eifel, gdzie bardzo szybko posuwał się wydzielony z 1. DPanc. oddział Jochena Peipera. Kampfgruppe Peiper słynęła z nieustępliwości, a jej dowódca, esesman, nie miał dobrej opinii. Alianci szybko przekonali się o jego moralności, bowiem rankiem 17 grudnia jego żołnierze zajęli Büllingen, a następnie przeszli przez Baugnez, kierując się na Stavelot. Właśnie w Baugnez, około południa, doszło do spotkania z Amerykanami z 285. batalionu obserwacyjnego, którzy nie mieli szans w otwartym starciu i postanowili się poddać Niemcom. Ci, nie zważając na humanitaryzm i prawa międzynarodowe, postanowili rozstrzelać jeńców. Śmierć poniosło około 70 ludzi, mord ten znany jest w historii jako masakra w Malmédy – stał się symbolem niemieckiej bezwzględności, choć niewykluczone jest, iż więźniowie mogli podjąć się próby ucieczki lub stawiać opór, co sprowokowało nazistów. Tak czy inaczej, kampfgruppe Peiper odniosła spory sukces strategiczny, tym bardziej że wieczorem Peiper biwakował pod Stavelot. Rankiem esesman opanował miasto i stamtąd wyruszył do Trois Ponts, gdzie znajdowała się już silna obrona aliancka. Tam Peiper spodziewał się przekroczyć Mozę, jednakże most na rzece został wysadzony, co skłoniło go do zweryfikowania planów. Nie pomógł marsz do Ambléve i Stoumont, bo i tam alianccy saperzy spisali się na medal. Co więcej, od południa nadciągała amerykańska 30. DP, która bez trudu zajęła Stavelot 19 grudnia, odcinając kampfgruppe Peiper od czołówek 1. DPanc. SS. Jego siły znalazły się w otoczeniu w rejonie Ambléve. Peiper okopał się i bronił pod La Glaize, jednakże 23 grudnia był zmuszony do zaprzestania oporu, na co spory wpływ miała kończąca się benzyna. Postanowił na piechotę przebijać się do niemieckich linii, co jemu samemu i kilkuset innym żołnierzom powiodło się w kolejnych dniach. Idziemy teraz w rejon St. Vith, który przedstawia dla nas równie ciekawy widok. Tam obrońcy nerwowo oczekiwali przybycia 7. Dywizji Pancernej, która rzekomo miała dotrzeć wieczorem 17 grudnia. Tymczasem na miasto naciskał 66. korpus gen. Luchta. Udana obrona St. Vith mocno skomplikowała zamierzenia gen. Manteuffla i całej 5. Armii. Zasadniczo nagłe wsparcie alianckie uratowało 106. DP, której sytuacja w rejonie Schnee Eifel była, lekko mówiąc, nieciekawa. Siły 106. DP, części 28. DP oraz 7. DPanc. blokowały węzła komunikacyjnego w St. Vith. I wychodziło im to całkiem zgrabnie przez najbliższe trzy dni. Tymczasem nieco bardziej na południe w lukę wdzierały się siły 58. KPanc. SS, jeszcze bardziej na lewo od nich 47. Korpus Pancerny, który stopniowo przełamywał opór 9. Dywizji Pancernej i nieubłaganie zbliżał się do Bastogne. Tam z kolei przybywały posiłki amerykańskie, w tym brygada z 10. dywizji piechoty, która osiągnęła miasto 18 grudnia i obsadziła kluczowe drogi. W nocy pojawiły się tam jednostki ze 101. powietrznodesantowej. Obrona Bastogne, która będzie nas niezwykle interesować, krystalizowała się. Następnego dnia niemieckie ostrzeliwanie masywu Schnee Eifel doprowadziło niemal do zagłady 422. i 423. pułku z 106. dywizji. Jak mówiliśmy, przyglądając się problemowi pobieżnie, oba pułki skapitulowały. Nie oznaczało to oczywiście zwycięstwa niemieckiego, które przyszło agresorowi wypracować w trakcie kolejnych dni ofensywy. 19 grudnia był ciekawy również z innego punktu widzenia – oto w Verdun spotkali się główni dowódcy alianccy, którzy wyznaczyli kształt obrony na kolejnych kilka dni. Najlepiej zaprezentował się dowódca 3. Armii gen. George Patton, który obiecał rozpocząć kontruderzenie w ciągu dwóch najbliższych dni. Amerykanie postanowili wykorzystać niemiecki zryw jako idealną okazję do zniszczenia sił przeciwnika po uprzednim ich odcięciu. Następnego dnia Eisenhower posunął się o krok dalej, wytyczając nową linię rozgraniczającą między jego Grupami Armii i zmodyfikował system dowodzenia. Zostawmy to jednak w spokoju, skupiając się na czysto militarnych aspektach sytuacji. Nadal najbardziej interesują nas 1. Armia z 21. Grupy Armii Monty’ego i 3. Armia z 12. Grupy Armii Bradleya. Wróćmy pod St. Vith. 21 grudnia miasto upadło, po bohaterskiej obronie, przetykanej niezbyt chwalebnymi epizodami, jak ten z 422. i 423. pułkiem. 7. Dywizja Pancerna wycofała się za St. Vith i przez kolejne dwa dni stawiała zaciekły opór Niemcom z 66. i 2. korpusu. Rankiem 23 grudnia gen. Hasbrouck wycofał się nad Salm, a St. Vith stało się celem alianckiego lotnictwa, które systematycznie uprzykrzało życie Niemcom. Warto jeszcze obejrzeć się na Echternach. Od 22 grudnia znajdował się tam 12. korpus z posiłkami 3. Armii, w skład którego wchodziły broniąca się tam do tej pory i doskonale wykonująca swoje zadanie 4. DP, a także 5. DP i 10. DPanc. Sytuacja w tym rejonie nie zmieniła się do końca bitwy, co było niesamowitym wyczynem tamtejszej defensywy. Jak zatem widzimy, niemiecka kontrofensywa, pomyślana jako niewątpliwe zaskoczenie i śmiertelny cios dla aliantów, nie była aż takim majstersztykiem. Okazało się, iż Amerykanie i Brytyjczycy są w stanie odeprzeć uderzenia, a nawet, co pokazał czas, udanie kontratakować. Trzeba też uczciwie przyznać, iż o ile w pierwszych dniach ofensywy Niemcy mogli liczyć chociaż na wsparcie aury, to mniej więcej od 22 grudnia pogoda zmieniła się o 180 stopni. Niebo przejaśniało, co umożliwiło aliantom wprowadzenie do boju śmiertelnie groźnego lotnictwa. Jakby tego było mało, drogi zamieniły się w błotniste nieprzejezdne trakty, po których nijak nie można było przeprowadzić natarcia pancernego. W efekcie cała doktryna „wojny błyskawicznej” i wszystko, co związane było z zaskoczeniem, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Aby jeszcze bardziej unaocznić ten proces, wystarczy wspomnieć, iż w planach niemieckich St. Vith przewidziano jako niegroźny punkt oporu, który należało zwalczyć najpóźniej do końca 17 grudnia. Ile naprawdę trwały zmagania o miasteczko i przygraniczne rejony, mogliśmy się już dowiedzieć. Nie był to oczywiście odosobniony przypadek opóźnień na niemieckim rozkładzie jazdy. Niezwykle precyzyjny plan nagle zaczął obracać się przeciwko jego twórcom, na co wpływ miał uciekający czas i coraz uboższe zapasy środków pędnych. Niestety, do alianckich zapasów wciąż było daleko, a przeciwnik coraz lepiej orientował się w planach agresora, przygotowując nawet kontrnatarcie. Sytuacja, szczególnie po stronie alianckiej, była już klarowna i, pomimo niesnasek w naczelnym dowództwie spowodowanych osobą Montgomery’ego, tylko kwestią czasu był efektowny kontratak sił Pattona. Generała, który nawet przez Niemców ceniony był jako fachowiec najwyższych lotów. Prześledźmy zatem jeszcze raz, jak wyglądała sytuacja na froncie ardeńskim. Należy mieć zupełnie jasne rozeznanie, aby nie wypaść z biegu dalszej narracji. Zacznijmy zatem od sytuacji w rejonie Elsenborn. Tam powstrzymane zostały siły Seppa Dietricha, który nijak nie mógł ugryźć ofiarnej obrony alianckiej. Nie pomogła nawet akcja kampfgruppe Peiper, która została rozbita lub poszła dobrowolnie w rozsypkę w okolicach 23/24 grudnia. Zasadniczo rejon obronny w pasie natarcia 6. Armii obsadzała 1. armia amerykańska z 5. korpusem na czele. Następnie mocno stał 18. Korpus gen. Ridgwaya, który znajdował się w rozciągnięciu w zasadzie po pas rzeki Ourthe. Linia ta jest dla nas o tyle ważna, iż po 20 grudnia to tędy przebiegała linia rozgraniczająca 6. Armię Pancerną SS i 5. Armię Pancerną. Jednostki z obydwu zawiązków taktycznych wymieszały się w ostatnich dniach i w gestii feldmarszałka Modela leżało zapobieżenie chaosowi. Wróćmy jednak do aliantów. Za 18. Korpusem stał 7. Korpus dowodzony przez gen. Collinsa. Wszystkie wymienione jednostki podlegały w jakimś stopniu marsz. Bernardowi Montgomery’emu, który zdąży jeszcze sporo namieszać na zachodnim froncie. Z miejsca przystąpił on do blokowania rejonu Liége, gdzie spodziewał się uderzenia 6. Armii Dietricha. Faktycznie, niemiecki dowódca miał zamiar wbić się w most na Mozie właśnie na tym kierunku, co Monty skutecznie mu uniemożliwił. Decyzje podejmowane przez niezbyt lubianego w szeregach amerykańskich Monty’ego były w tym wypadku jak najbardziej uzasadnione, co pokazały wydarzenia dni kolejnych. Oto już 23 grudnia 2. DPanc. SS przełamała słabe ubezpieczenie alianckie z niedobitków 106. DP pod Manhay i zagroziła mocno frontowi Monty’ego. Warto wspomnieć, iż w tym rejonie broniła się grupa mjr Parkera, który bohatersko stawiał Niemcom opór. I to przez dwa dni, w sytuacji wydawać by się mogło beznadziejnej. Dopiero 23 grudnia jego żołnierze ulegli naporowi przeważającego wroga. Ale i ten długo nie cieszył się niespodziewanym sukcesem. Na drodze niemieckiej dywizji pancernej stanęła 3. DPanc., do której szybko nadesłano posiłki w postaci 75. DP (de facto w dość przypadkowy sposób). Efekt był taki, iż rozgorzał regularny bój, w którym obie strony zaangażowały spore siły. Do alianckiej obrony dołączyła 7. DPanc. oraz fragmenty 82. DPD stawiające bohaterski opór siłom 6. Armii Pancernej SS, w tym 2. DPanc. SS i 9. DPanc. SS. Skuteczność amerykańskiej obrony przesądziła o losie bitwy na tym kierunku działań. Do 26 grudnia 6. Armia Pancerna SS zmuszona była zaprzestać natarcia, a Dietrich musiał przełknąć gorzką pigułkę. Jego front schodził na dalszy plan. Zadanie, które mu powierzono, nie zostało wykonane nawet w połowie. On sam utknął na początku podróży i nigdy nie dane mu było zdobywać alianckiej Antwerpii. 26 grudnia był dla kontrofensywy ardeńskiej przełomowy. O Bastogne przyjdzie jeszcze pora opowiedzieć, warto jedynie nadmienić, iż zaszły tam niebagatelne zmiany w sytuacji strategicznej w związku z pojawieniem się sił Pattona. Zasadniczo interesuje nas 6. Armia Pancerna SS. Adolf Hitler, podczas konferencji w Berlinie, wyartykułował to, co mogliśmy zauważyć, śledząc uważnie poczynania obu stron na froncie – niemieckie uderzenie załamało się, a głównym zadaniem jest teraz obrona południowego skrzydła przed ofensywą 3. Armii gen. George’a Pattona. 6. Armii Pancernej SS przydzielono teraz zadanie osłaniania skrzydła 5. Armii Pancernej, spychając ją na margines. W zasadzie Dietrich nie odegrał już w bitwie żadnej większej roli. Idąc dalej na południe, dostrzeżemy 5. APanc., która miała zdobyć Bastogne (co było niemożliwe do zrealizowania w związku z alianckim kontruderzeniem). Do jej składu dołożono 9. DPanc., 1., 9. i 12. DPanc. SS oraz 15. dywizję grenadierów pancernych. I wreszcie 7. Armia miała osłaniać południowe skrzydło zgrupowania i prowadzić przede wszystkim działania defensywne, co było uzasadnione o tyle, że Patton nadciągał ze sporą ilością żołnierzy i z wielkim rozmachem. Führer doskonale zdawał sobie sprawę, iż jest to koniec jego dumnego planu. Nikt nie mówił na głos o porażce, bo ta jeszcze nie nastąpiła, jednak było oczywiste, iż jest to koniec ostatniego wielkiego zrywu Wehrmachtu na froncie zachodnim.

Najbardziej interesującym odcinkiem frontu były okolice Bastogne, a względnie samo miasto, które stało się terenem niezwykle zaciętej bitwy, jednej z decydujących o losach kontrofensywy ardeńskiej. Jeszcze 19 grudnia gen. Lüttwitz próbował z marszu zdobyć Bastogne. Jego 47. Korpus Pancerny nie podołał temu zadaniu. Ani 2. Dywizji Pancernej, ani Dywizji Pancernej „Lehr” nie udało się opanowanie miasta, co zmusiło go do zmiany planów. 21 grudnia Bastogne okrążono, a główny ciężar działań spoczął na barkach żołnierzy 26. dywizji grenadierów ludowych. 2. Dywizja Pancerna posuwała się w kierunku Mozy, aby zdobyć upragnione przejścia na rzece. W nocy na 25 grudnia osiągnęła ona szczyt swoich możliwości, zdobywając Rochefort. Stamtąd zagony pancerne 47. Korpusu nie były już w stanie się ruszyć. W tym samym czasie, gdy 2. DPanc. przesuwała się na Rochefort, w pasie od Manhay, trwały walki zainicjowane przez Niemców. Jednym słowem – gmatwanina. Momentami nawet dowództwo poszczególnych jednostek nie wiedziało, co się dzieje. Mówiliśmy już, jak miały się rzeczy pod Manhay. 2. Dywizja Pancerna, która nagle pojawiła się nam pod miastem, była właśnie tą jednostką, której przydzielono napór na Bastogne.

Obrońcy Bastogne mieli utrzymać miasto za wszelką cenę, bowiem wraz z upadkiem miejscowości w ręce niemieckie dostałby się piekielnie ważny węzeł drogowy, który umożliwiłby dalszą ofensywę 5. Armii Pancernej. Zanim zamknął się pierścień okrążenia w Bastogne zgromadziły się siły pod dowództwem gen. Mac Aucliffa dysponującego brygadą 9. DPanc., brygadą 10. DPanc. i 101. DPD. Wkrótce Mac Aucliffa zmienił gen. Maxwell Taylor, dowódca 101. powietrznodesantowej, zasłużonej w bojach o Normandię i nie tylko (także uczestnicy operacji „Market-Garden”). Przypomnijmy raz jeszcze, iż 19 grudnia Niemcy próbowali zdobyć miasto z marszu, ale sztuka ta nie mogła się w żaden sposób powieść. Dwa dni później zamknął się pierścień okrążenia, a ciężar działań spadł na 26. dywizję grenadierów ludowych. Obrona miasta połączona jest ściśle z ofensywą prowadzoną przez Pattona, który chciał za wszelką cenę dotrzeć do oblężonych. Musimy zatem prześledzić również poczynania jego 3. Armii. Patton nie rzucał słów na wiatr, gdy w Verdun mówił, iż 22 grudnia rozpocznie natarcie na południowe skrzydło niemieckie. Jego jednostki dały przykład niesłychanej karności, zwracając się całym frontem i odwołując ofensywę wschodnią. Spójrzmy na Order of Battle ugrupowania Pattona: najbardziej na zachód wysunięty był znany nam już 8. korpus Middletona, który początkowo nie wszedł do aktywnego boju z przeciwnikiem. Dalej znajdował się 3. korpus gen. Johna Millikinsa (4. DPanc. gen. Gaffeya, 26. DP gen. Paula i 80. DP gen. McBride’a). Wreszcie wschodnie skrzydło obsadzał 12. korpus gen. Mantona Eddy’ego (4. DP gen. Bartona, 5. DP i 10. DPanc. gen. Morrisa). W ciągu dwóch dni przesuwania ku armiom niemieckim 3. Armia wyszła nad rzekę Sůre i tam doszło do spotkania z 7. Armią. Lokalne potyczki miały niejednokrotnie bardzo zacięty charakter, jednakże nie wpłynęły znacząco na bitwę o Bastogne. A tam żołnierze Mac Aucliffe’a gonili już resztkami sił. Na szczęście 23 grudnia pogoda poprawiła się na tyle, że możliwe stało się zaopatrywanie garnizonu miasta z powietrza. Następnego dnia silny atak od Neufchateau przypuściła 4. Dywizja Pancerna. Jej natarcie przyniosło sukces w postaci zdobycia Assenios. Amerykanie podchodzili do Bastogne, które z trudem odpierało uderzenia nieprzyjaciela. Niemcy zbliżyli się do miasta niemal na wyciągnięcie ręki. 26 grudnia 4. Dywizja Pancerna wjechała do oblężonego miasta z kierunku Neufchateau. Zadaniu temu podołał 37. batalion czołgów dowodzony przez ppłk Abramsa. Wybity korytarz nie został przez Niemców zamknięty do końca bitwy i pozwolił na utrzymanie kontaktu z załogą Bastogne. Walki o miasto trwać miały jeszcze kilka dni, a obrona okupiona została sporymi stratami. Szacuje się, iż 101. dywizja strąciła 1641 żołnierzy z ogółu ponad 2000 zabitych lub rannych obrońców. Straty niemieckie były jeszcze wyższe, bo sięgać mogły nawet 7000 ludzi. W momencie, gdy do miasta docierały czołówki 4. Dywizji Pancernej, Hitler przysyłał wsparcie siłom walczącym o miasto. I tak, w myśl dyrektywy führera, 5. Armia Pancerna miała w całości zaangażować się w walki o Bastogne. Do boju weszły zatem 15. Dywizja Grenadierów Pancernych (25 grudnia) i następnego dnia 47., 1. SS i 2. SS Korpusy Pancerne. Nowe wytyczne niemieckiego dowództwa, opracowywane głównie przez Hitlera, dały sygnał do zorganizowania nowej operacji ofensywnej. Führer zaplanował „Nordwind”.

Amerykańscy snajperzy podczas walk w Ardenach w styczniu 1945 roku (Wikimedia, domena publiczna).

Hitler entuzjazmował się przygotowaniami do nowych operacji zaczepnych, tłumacząc dowódcom Wehrmachtu, iż ich głównym celem jest „oczyszczenie z wojsk amerykańskich obszarów na południe od naszego wyłomu, niszczenie po kawałku ich wojsk, eliminowanie ich dywizji”. Zasadniczym punktem rozkładu jazdy Niemców było odcięcie sił Pattona na terenie Alzacji. Gdy Wehrmacht szykował się do nowej ofensywy, tym razem o mniejszym charakterze, także Amerykanie i Brytyjczycy ustalali plan ciekawego uderzenia. Siły 3. Armii zostały mocno zwolnione pod Bastogne, gdzie zmuszone były stawiać opór całej 5. Armii Pancernej. Przyglądnijmy się, jak były rozmieszczone poszczególne korpusy – 8. korpus zbliżał się od Neochateau, lewym skrzydłem obejmując Houffalize. Dalej 3. korpus, w którego pasie było i Bastogne, i Wiltz. I wreszcie 12. korpus, który posuwał się od Ettelbrück. Tymczasem na drugim skrzydle do ofensywy szykował się Montgomery. Powoli i mozolnie dojrzewał do wykonania uderzenia ponaglany zarówno przez Bradleya, jak i Eisenhowera, który osobiście interweniował u Brytyjczyka 28 grudnia, widząc, iż Patton ma spore kłopoty w poruszaniu się w pobliżu Bastogne. Monty kategorycznie odmówił wykonywania nieprzemyślanych akcji i zapowiedział, iż ruszy swoje wojska 3 stycznia. Jak powiedział, tak uczynił. Wprowadził do walki świeży 30. korpus gen. Briana Horrocksa, który choć częściowo zluzował wyczerpany długotrwałym bojem 7. korpus gen. Collinsa. W ofensywie z 3 stycznia Collinsowi także przypadło ważne zadanie, bowiem jego siły atakowały na Houffalize. Obok nich do walki włączony został fragment 30. korpusu w postaci jednej dywizji. Następnie do boju włączyły się dwie kolejne, co dawało łącznie 6., 51. i 53 dywizje. Natarcie napotkało spore trudności, jednakże przesuwało się do przodu. Jednocześnie ciężkie walki prowadzili żołnierze Pattona, co powodowało, iż skrzydła alianckich armii systematycznie zbliżały się do siebie. Zasadniczo nie jest to już temat naszych rozważań, dlatego ograniczyć się musimy do szeregu stwierdzeń, kończąc tym samym rozprawę na temat bitwy o Ardeny. 7 stycznia Hitler przystał na plan odwrotu strategicznego niemieckich jednostek użytych w kontrofensywie w Ardenach. Nazajutrz rozpoczęło się spokojne przemieszczanie sił Wehrmachtu w kierunku Linii Zygfryda, o którą alianci łamali sobie pancerne zęby w ciągu kolejnych kilkunastu tygodni. Dopiero 15 stycznia udało się aliantom połączyć skrzydła 1. i 9. armii z nadciągającymi od południa żołnierzami 3. Armii Pattona.

Niemiecka kontrofensywa w Ardenach swój koniec miała znacznie wcześniej niż 16 stycznia 1945 roku, jednak opis wydarzeń należało doprowadzić właśnie do tego momentu. To właśnie wtedy alianci przeszli do kolejnej fazy kampanii zachodniej, decydując się na natarcie. Właściwie głównym celem 1. i 3. armii było rozbicie jednostek niemieckich, które wyszły bez szwanku z blisko miesięcznych zmagań zainicjowanych 16 grudnia 1944 roku. O fiasku kampanii Rzeszy przesądziło nie tyle kiepskie przygotowanie do ataku, ile dobre warunki sprzyjające defensywie i znakomita postawa poszczególnych dowódców alianckich, przede wszystkim Amerykanów. Z drugiej strony kontrofensywa w Ardenach miała niewielkie szanse powodzenia, a to ze względu na zbyt małą liczebność sił, jakimi rozporządzał Hitler w ostatnich tygodniach 1944 roku. W tym czasie wojna wydawała się dla Rzeszy przegrana i żadne, nawet wspaniale pomyślane manewry nie mogły zmienić niekorzystnego rezultatu. Ardeny miały być dla aliantów szokiem, tym bardziej, że obok zaprawionych w boju i doświadczonych jednostek, znajdowały się w tym rejonie dywizje niedoświadczone lub wymęczone uciążliwymi walkami. Cios, który wyprowadzili Niemcy ugodził w siły sprzymierzonych, ale nie doprowadził do strategicznego nokautu, co w połączeniu z rozpoczynającą się na wschodzie ofensywą Armii Czerwonej było wystarczającym dowodem na to, iż III Rzesza chyli się ku upadkowi. Zabrakło paliwa, sił, środków i może trochę szczęścia, aby kontrofensywę w Ardenach doprowadzić do zwycięskiego końca. Dowództwo alianckie, mimo początkowego zaskoczenia, sprostało zadaniu odparcia ostatniego tak wielkiego natarcia przeciwnika, który ostatkiem sił bronił przedpola swojego kraju. Alianci bynajmniej nie rozbili zgrupowań niemieckich, co więcej, wypuścili z kleszczy 5. Armię Pancerną, jednakże ich tryumf był sukcesem spektakularnym i przesądzającym. Krótki zryw, jakiego podjęła się Rzesza, nie wyszedł niemieckiej gospodarce na dobre. W obliczu całkowitego kryzysu i wyczerpania ekonomicznego takie akcje kosztowały podwójnie. Efektem było ułatwienie zadania jednostkom alianckim, które atakując na kierunku berlińskim miały zadanie znacznie łatwiejsze niż przed rozpoczęciem „Battle of the Bulge”. Linia Zygfryda stała otworem i tylko kwestią czasu wydawało się, kiedy sprzymierzeni zdecydują się po nią sięgnąć.

Oszacowanie strat obu stron w toku walk podczas kontrofensywy niemieckiej w Ardenach jest niezwykle trudne. Często dane są rozbieżne. Amerykanie prawdopodobnie stracili nieco ponad 19 tys. zabitych oraz 23 tys. zaginionych lub wziętych do niewoli. Ponadto naliczono 47,5 tys. rannych. Brytyjczycy zanotowali straty rzędu 200 zabitych i 1400 rannych lub zaginionych, co jasno wskazuje, czyimi rękami bitwa została rozegrana. Po przeciwnej stronie naliczono 15 600 zabitych, 27,5 tys. zaginionych i wziętych i do niewoli i wreszcie 41 600 rannych.

Fotografia tytułowa: niemieccy grenadierzy pancerni z Kampfgruppe Hansen podczas walk w Ardenach w grudniu 1944 roku. Źródło: Wikipedia/NARA, domena publiczna.