Ewakuacja morska więźniów z obozu koncentracyjnego KL Stutthof

Konzentrationslager Stutthof był jednym z najdłużej działających niemieckich obozów zlokalizowanych na okupowanych ziemiach polskich. Zdecydowana większość jego więźniów nie doczekała wyzwolenia z rąk Armii Czerwonej. W obliczu nadchodzącej klęski Niemcy rozpoczęli pospieszną ewakuację obozów koncentracyjnych, a w wielu miejscach więźniów pędzono na zachód. Po przybyciu do Rzeszy mieli nadal pełnić rolę niewolniczej siły roboczej. Ewakuacja KL Stutthof rozpoczęła się w styczniu 1945 roku. Aż 5,5 tys. spośród 11 tys. więźniów, którzy wzięli udział w tzw. Marszu Śmierci straciło życie. Był to pierwszy akt dramatu związanego z likwidacją obozu.

Etap drugi – ewakuacja morska

14 kwietnia 1945 roku Himmler wydał rozkaz dla wszystkich komendantów o niepoddawaniu obozów koncentracyjnych i ewakuacji wszystkich ich więźniów, aby żaden nie dostał się w ręce wroga. Pozostali przy życiu więźniowie KL Stutthof, którzy nie zostali wytypowani do Marszu Śmierci, wyczekiwali niecierpliwie końca wojny i wyzwolenia, dlatego nikt nie spodziewał się kolejnej przymusowej ewakuacji. Było to o tyle niespodziewane, że parę dni wcześniej teren obozu opuścili komendant Paul Warner Hoppe i większa część załogi SS. Decyzja o ewakuacji morskiej zapadła w czasie trwającej od stycznia kwarantanny z powodu epidemii tyfusu plamistego, a pierwsza ewakuacja lądowa zakończyła się niepowodzeniem i wyzwoleniem pozostałych przy życiu uczestników Marszu Śmierci przez Armię Czerwoną na początku marca. Z tego też powodu jedyną możliwością przeprawy morskiej w kwietniu 1945 roku był rejs z Mikoszewa przez Zatokę Gdańską na Hel, a stamtąd w kierunku Niemiec. Tym razem obóz mieli opuścić wszyscy więźniowie niezależnie od stanu zdrowia: mężczyźni, kobiety, dzieci i matki z niemowlętami. Według ostatniego przeprowadzonego raportu z dnia 24 kwietnia 1945 roku w obozie przebywało 4508 więźniów (na marginesie dopisano 30 niemowląt, które urodziły się w ostatnim okresie funkcjonowania obozu). Następnego dnia rano odbył się apel. Nie sporządzono listy ewakuowanych. Obóz opuściło około 3300 osób. Rozdano prowiant, a grupę podzielono na dwie części: pierwszą popędzono pieszo, natomiast drugą przewieziono kolejką do Mikoszewa. Obydwie grupy zostały zatrzymane na polanie u ujścia Wisły, gdzie przez następną dobę oczekiwały na transport. Akcja miała zostać przeprowadzona w nocy ze względu na niebezpieczeństwo zbombardowania przez lotnictwo radzieckie. Barki, którymi transportowano więźniów, nie były przystosowane do przewozu ludzi ani podróży pełnomorskiej. Sama podróż okazała się tragiczna w skutkach. Więźniowie kierowani głodem i pragnieniem pili wodę morską. Jedna z uczestniczek rejsu Agnieszka Recław wspomina: „Głód jest straszny, ale pragnienie stokroć gorsze. Wargi popękały, a w ustach ślina zamieniła się w jakąś gęstą maź. Chcąc ją przełknąć, odczuwało się w przełyku jakiś dziwny, kłujący, piekący ból. Dużo z naszych, którzy nie mogli wytrzymać, pili morską wodę i w ten sposób przypieczętowali swój los. Umierali w krótkim czasie wśród straszliwych boleści.” Choroby oraz wycieńczenie fizyczne i psychiczne powodowały, że wielu więźniów nie wytrzymywało warunków rejsu śmierci. Zmarłych, na rozkaz esesmanów, rozbierano i wyrzucano za burtę. Zdarzało się, że do wody wrzucano jeszcze żywych, wynędzniałych więźniów. Warunki panujące na pokładzie jednej z barek ujął w swoich wspomnieniach H. Schmidt: „W ładowni panował zupełny chaos. Tam wszyscy leżeli dosłownie jeden na drugim – zawszeni, przymierający głodem, cierpiący na chorobę morską, zrozpaczeni i tratujący się wzajemnie. Zmarłych i na wpół żywych po prostu wyrzucano za burtę. Ta barka absolutnie nie nadawała się do żeglugi morskiej. Stale groziło nam wywrócenie. Aby odzyskać równowagę, rozkazano bić każdego, kto by się pojawił na pokładzie lub na plankach nawet w celu załatwienia swojej potrzeby. To brzmi paradoksalnie, ale nie odczuwaliśmy potrzeb fizjologicznych, bo nie mieliśmy nic do jedzenia ani do picia.” Tylko nieliczni dostali zezwolenie na przebywanie na górnym pokładzie barki. Z dolnego pokładu docierały na górę krzyki i jęki więźniów. Przebywający na górze cierpieli z powodu zimna. Na pełnym morzu istniało ciągłe zagrożenie bombardowaniem. Więźniowie obawiali się porzucenia barki przez esesmanów, dodatkowe napięcie powodował nieznany cel i pozostały czas podróży. Ze względu na dynamicznie zmieniającą się sytuację na froncie zatrzymanie się konwoju barek w jakimkolwiek porcie na dłużej było niemożliwe. Konwój zatrzymał się po raz pierwszy 29 kwietnia 1945 roku w Sassnitz na wyspie Rugia. Nieliczni dostali pozwolenie na pobranie odrobiny słodkiej wody zdatnej do picia. Kilka godzin później konwój opuścił port, kierując się na południowy zachód w stronę Stralsundu, lecz następnego dnia przed południem dotarły tam tylko dwie barki: „Wolfgang” i „Vaterland”, holowniki „Bussard” i „Adler” oraz trzeci holownik, na którego pokładzie przebywała większość załogi esesmańskiej. Okazało się, że ostatni holownik porzucił barkę, gdy ta w nocy wpadła w mieliznę i skały w pobliżu wysepki Greifswalde Oie. Natomiast barka „kwarantannowa” z żółtą flagą płynęła samotnie, kierując się w stronę portu w Lubece.

Konwój Śmierci

Wojska radzieckie i brytyjskie zaczęły powoli otaczać hitlerowski konwój, który w dalszym ciągu nie otrzymywał zgód na zatrzymanie się przy kolejnych portach. W końcu esesmani zdecydowali o zawróceniu dwóch barek „Volfgang” i „Vaterland” w kierunku Neustadt. 2 maja 1945 roku zostały doczepione linami do dwóch statków „Thielbek” i „Cap Arcona”, na których wraz ze statkiem „Athen” uwięziono pod koniec kwietnia około 9 000 więźniów ewakuowanych z obozu koncentracyjnego KL Neuengamme i co najmniej kilkudziesięciu więźniów KL Stutthof przerzucnych drogą morską z podobozu w Gdyni przez Kilonię do KL Neuengamme. Więźniów KL Stutthof zapamiętał jeden z więźniów KL Neuengamme przebywający na statku „Thielbek”: „Następnego dnia do burt „Thielbeka” i „Cap Arcony” podjeżdżają barki z więźniami z obozu koncentracyjnego Stutthof pod Gdańskiem. Są to przeważnie więźniarki narodowości węgierskiej, lecz jest także poważna grupa mężczyzn, Norwegów, którzy ze względu na odcięcie rejonu Gdańska przez wojska radzieckie w lutym 1945 roku nie zostali przewiezieni do Neuengamme. Wśród nowo przybyłych znajduje się także grupa Polek i Polaków. Wielu z nich wywieziono do Stutthofu po upadku powstania warszawskiego. Sytuacja tych więźniów, zwłaszcza kobiet, jest straszna. Znajdują się od siedmiu dni na małych barkach, nieprzystosowanych do podróży po morzu, przy czym prowiant dawno im się skończył. Są wygłodzeni do tego stopnia, że o zrzuconych z „Thielbeka” parę kromek chleba rozgrywa się prawdziwa wojna.” Pojawiły się pogłoski, że statki mogą zostać wysadzone w powietrze, co zdeterminowało norweskich więźniów Stutthofu do ucieczki. Wykorzystali chwilową nieobecność eskorty esesmanów i zamieszanie związane z eksplozją znajdującego się obok barki statku. Grupa polskich więźniów z drugiej barki wzięła przykład z norweskich współwięźniów i tak dotarła na plażę w pobliżu miasteczka Neustadt. Powiadomieni o tym esesmani otoczyli grupę uciekinierów i zastrzelili około 200 osób znajdujących się jeszcze w barkach. Reszta ocalałych miała zostać załadowana na statek „Athen”, którym mieli dopłynąć do Flensburga. W czasie załadunku na statek więźniowie KL Stutthof stali się świadkiem największej tragedii więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych, do jakiej doprowadziły władze SS na Bałtyku w ostatnich chwilach przed zajęciem Neustadt przez wojska brytyjskie. Statki „Cap Arcona” i „Thielbek” zostały zbombardowane w ramach wydanego przez aliantów ostrzeżenia, że wszystkie statki które nie wpłyną do portów i nie wywieszą białych flag na znak poddania się, zostaną zbombardowane. Uważa się, że oba statki zostały wystawione przez władze SS celowo jako cel do zbombardowania przez lotnictwo brytyjskie. Decyzja ta przyczyniła się do śmierci około 7000 więźniów przetrzymywanych na pokładach statków, z czego większość stanowili Polacy i Rosjanie. Gdyby nie brawurowa ucieczka więźniów KL Stutthof, którzy mieli zostać załadowani na statek „Athen”, liczba ofiar zapewne przekroczyłaby liczbę 10 000.

Dramat do końca wojny

Ostatni transport więźniów opuścił bramy KL Stutthof 27 kwietnia 1945 roku. Znajdowali się w nim przede wszystkim najbardziej chorzy więźniowie, przede wszystkim na tyfus. Zostali załadowani na barkę „Ruth”, która na początku maja dotarła do Flensburga. O warunkach podróży wspominała m.in. Maria Witt: „Płynęliśmy 10 dni między wrakami statków, narażeni na miny i łodzie podwodne. Przeżyliśmy nalot na Kiel. Na barce nie było słodkiej wody ani żywności. Wśród więźniów panował tyfus. Zmarłych i konających wyrzucali SS-mani do morza.” Więźniowie wkrótce zostali przeniesieni na pokład statku „Rheinfels”, na którym byli przetrzymywani do 10 maja 1945 roku, aż do przybycia Szwedzkiego Czerwonego Krzyża, który udzielił więźniom niezbędnej pomocy. Spośród 1060 osób ewakuowanych ze Stutthofu w ostatnim transporcie do Szwecji dotarło około 700. Obóz macierzysty KL Stutthof w dniach 25 i 27 kwietnia 1945 roku opuściło 4400 osób. Dodając do tej liczby ewakuowanych z podobozu w Gdyni, otrzymamy liczbę rzędu 5000. Liczba ofiar ewakuacji morskiej sięgała 50%, z których większość wyrzucono poza burty barek do Bałtyku. Ze względu na ogromną śmiertelność i ciągłe zagrożenie życia, więźniowie nazywali barki, w których płynęli „barkami śmierci”. Więźniowie, którzy zmarli po wyzwoleniu, zostali pochowani na terenie Niemiec, Danii oraz Szwecji. Do dziś wiele nazwisk uczestników ewakuacji drogą morską pozostaje nieznanych.

Zdjęcie tytułowe: wieża strażnicza w KL Stutthof na współczesnej fotografii (Wikipedia, domena publiczna).

Bibliografia:
Ciechanowski K., Chrzanowski B., Drywa D., Ferenc E., Gąsiorowski A., Gliński M., Grabowska J., Grot E., Orski M., Steyer D., Steyer K., 1988. Stutthof, hitlerowski obóz koncentracyjny, Warszawa.
Grabowska J., 1992. Marsz śmierci. Ewakuacja piesza więźniów KL Stutthof i jego podobozów 25 stycznia- 3 maja 1945, Gdańsk.
Grot E.M., 2015. Ewakuacja morska więźniów KL Stutthof przez Rugię do Danii w 1945 r., Muzeum Stutthof w Sztutowie.
Orski M., 1995. Ostatnie dni obozu koncentracyjnego Stutthof. Styczeń- maj 1945, Gdańsk.

Aleksandra Jaszczurowska – studentka Wydziału Archeologicznego (archeologia) oraz Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych (europeistyka) Uniwersytetu Warszawskiego. Członkini Studenckiego Klubu Międzyepokowych Badań Historycznych (SKMBH). Z zamiłowania zajmuje się genealogią oraz historią- w szczególności XX wieku; historią II wojny światowej oraz państw totalitarnych tamtego okresu. Jej prywatną misją jest zbieranie i przekazywanie wiedzy dotyczącej Holokaustu oraz zbrodni przeciwko ludzkości dokonywanych przez III Rzeszę oraz ZSRR w czasie II wojny światowej i po 1945 roku.