Na ratunek Powstaniu Warszawskiemu – bohaterscy lotnicy

Historia Powstania Warszawskiego wyraża wielką tragedię narodu, które poderwał się do walki w sytuacji niemal beznadziejnej. Ogromna liczba ofiar była pochodną dysproporcji sił i środków, której nie udało się zniwelować bohaterskim powstańcom. W opinii wielu historyków powstanie nie miało większych szans powodzenia, do czego przyczyniła się również postawa sojuszników. O ile w przypadku Sowietów nie można mieć wątpliwości co do braku chęci pomocy powstańcom, o tyle postawa aliantów zachodnich oceniana może być różnie.

Szczególnie silnie należy akcentować ofiarność i poświęcenie lotników, którzy udawali się w samobójczy rejs nad okupowaną Polskę, by zaopatrywać walczących sojuszników w broń, amunicję czy medykamenty. Dowództwo brytyjskiego RAF nie chciało uczestniczyć w straceńczej operacji. Trudno się temu dziwić, zważywszy na trudności logistyczne tego typu operacji. Podkreślić trzeba, iż odległość do walczącej Warszawy z lotnisk rozmieszczonych we Włoszech wynosiła blisko 1500 kilometrów, które należało przebyć nad okupowaną Europą. Liberatory i Halifaxy miały niewielkie szanse na bezpieczny powrót do bazy. Brytyjczycy słusznie zauważali, iż rejs nad okupowaną Polskę jest zwyczajnie szafowaniem życiami lotników. Polacy nalegali jednak na sojuszników, prosząc ich o wsparcie materiałowe niezbędne dla prowadzenia dalszych walk w stolicy. Ostatecznie Brytyjczycy wyrazili zgodę na rozpoczęcie lotów, choć brak możliwości międzylądowania w bazach sowieckich znajdujących się na wschód od Warszawy oznaczał konieczność odbycia niezwykle długiego lotu tam i z powrotem.

Podczas pierwszej akcji w nocy z 4 na 5 sierpnia zanotowano spore straty, co skłoniło jednego z dowódców RAF dla rejonu śródziemnomorskiego marsz. Slessora do wydania zakazu lotów do Warszawy. Rozkaz ten łamali Polacy z 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia, którzy za wszelką cenę chcieli wesprzeć rodaków i latali do przedwojennej stolicy na własną rękę. Dopiero w połowie sierpnia w misję zaopatrywania powstańców zostały zaangażowane południowoafrykańskie dywizjony, co przypłaciły ogromnymi stratami sięgającymi nawet 40% pierwotnego stanu jednostek. Uruchomienie operacji przez Brytyjczyków zależało w gruncie rzeczy od nacisków polskiego Rządu Emigracyjnego. To właśnie jego wstawiennictwo było kluczowe dla zaangażowania RAF.

W późniejszym okresie marsz. Slessor jeszcze kilkukrotnie uruchamiał i wstrzymywał loty do Polski. Bardzo wysokie straty i spora liczba utraconych ładunków (przechwyconych przez Niemców w samej Warszawie lub okolicach) były oczywistymi argumentami za wstrzymaniem operacji. W tym miejscu warto zauważyć, że decyzja o rozpoczęciu lotów przyszła zbyt późno w stosunku do sukcesów osiąganych przez powstańców. W pierwszych dniach walk o stolicę opanowali oni część dzielnic, co stworzyło sprzyjające warunki do dokonywania zrzutów. Niestety, w tym czasie sojusznicy nie chcieli się zgodzić na przeprowadzenie operacji, do czego wydatnie przyczynił się sprzeciw Józefa Stalina wobec projektu międzylądowań na lotniskach radzieckich ulokowanych w bezpośredniej bliskości względem Warszawy. W tym czasie radzieckie jednostki znajdowały się na przedpolach miasta, w tym prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy, Pradze. Dopiero w połowie września, gdy powstanie nie miało już szans powodzenia, sowiecki dyktator wyraził zgodę na propozycje aliantów zachodnich, a podległe mu wojska zaczęły samodzielnie zaopatrywać powstańców. Było już jednak zdecydowanie za późno.

O bohaterach, którzy lecieli nad okupowaną Polskę często zapomina się w ogniu politycznej krytyki kierowanej pod adresem aliantów zachodnich. Łącznie w lotach nad Warszawę utracono 30 maszyn, z czego 11 przypadło na polską 1586. Eskadrę. W czasie powstania wykonała ona 54 samolotoloty. „Nieznany sojusznik” w postaci południowoafrykańskich dywizjonów w sile 41 załóg wsparł walczących Polaków, a sprzymierzeni piloci odznaczyli się niezwykłym hartem ducha. Lotnicy 1586. Eskadry dali pokaz ogromnej odwagi i solidarności z walczącymi rodakami. Wielu z nich miało nigdy nie wrócić do bazy we Włoszech, z czego świetnie zdawali sobie sprawę przed rozpoczęciem lotów. Łącznie operacja pomocy Warszawie kosztowała utratę 39 samolotów, z czego aż 16 przypadło na maszyny południowoafrykańskie. Był to bilans łącznie 196 wykonanych lotów, w które zaangażowano blisko 2500 lotników. Śmierć poniosło 215 ludzi, tylko 41 ocalało z rozbitych maszyn. Polacy szacowali, że brytyjskie lotnictwo wydatnie wesprze wysiłki powstańców, umożliwiając regularne zaopatrywanie walczącej stolicy. Brak zaplecza materiałowego był jednym z elementów, które przyczyniły się do ostatecznej klęski powstania. Nie można oszacować, czy przy wydatnym wsparciu lotnictwa alianckiego udałoby się wygrać bitwę o miasto. Wobec kiepskiej sytuacji strategicznej takie założenie wydaje się nieuzasadnione. Aliantom udało się dostarczyć do Warszawy lub okolic 870 zasobników różnego typu, z czego 514 podjęły oddziały Armii Krajowej. Ledwie ponad 200 zasobników przejęto w samej Warszawie. Niezależnie od końcowego rezultatu i niechęci sojuszników do ryzykowania kosztownych rejsów nad okupowaną Polskę, należy pamiętać o wysiłku tych, którzy często pozostają bezimienni – pilotów i załóg bombowców.